niedziela, 21 września 2014

Part 20



Ten, oddaje go w wasze rączki, róbta co chceta.
Pozdrawiam, TheMaryy347!
____________

 Mike wniósł do mieszkania małą reklamówkę. To wszystko co mu zostało. Jakimś cudem udało mu się wynieść kilka ważnych dla niego zdjęć oraz notesów i zapakować je do siatki, którą dał mu jeden ze strażaków. Cała reszta przepadła. Nie ma teraz domu, telefonu, ani nawet pieniędzy. Na szczęście ma przyjaciół, którzy postarają się mu pomóc. Wiedział to i doceniał.
-Dzięki, że pozwalacie mi się tu zatrzymać. Raczej na pobyt w domu Anny nie mam co liczyć, jej rodzice mnie nienawidzą.-przyznał z lekkim uśmiechem.
-Nie ma sprawy, przecież wiesz, że możesz na nas polegać.-odpowiedział Brad-Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.
Oboje udali się na górę, zostawiając Amy i Chestera samych. Dziewczyna westchnęła ciężko i opadła na kanapę.
-Coś się stało?-spytał zaniepokojony chłopak.
-Zastanawiam się, co dalej robić. Nie zrozum mnie źle, lubię Mike'a, ale nie uważam, żeby przyjęcie kolejnej osoby było dobrym pomysłem. Sam wiesz, że mamy dość problemów na głowie.-mówiąc to, spojrzała na jego posiniaczoną twarz.
Chaz wypuścił powietrze i ukrył twarz w dłoniach.
-A co miałem mu powiedzieć? Że pieniądze są ważniejsze niż nasza przyjaźń i nie ma no co liczyć? Wiesz jak on by się wtedy poczuł?
-Czy ty nic nie rozumiesz? Naprawdę mu współczuję i wiem, że to nie jest łatwa sytuacja, ale do cholery jasnej, mogłeś to chociaż z nami uzgodnić.
-Jakoś nie widzę, żeby Brad miał coś przeciwko...
-Bo to Brad! On zawsze chce wszystkim pomagać, a zapomina o sobie.-syknęła zirytowana.
-No tak, bo przecież egoizm jest tutaj najważniejszy.-prychnął-Proszę cię, nie kłóćmy się i przyznaj mi rację chociaż raz.
-Przepraszam, nie chciałam, żeby tak to wyszło. Ja się zwyczajnie martwię.-odpowiedziała, wtulając się w jego tors.
-Z resztą, wiesz jaki jest Mike. Na pewno nie pozwoli na to, żeby ktoś za niego płacił. Wszystko będzie dobrze.-poklepał ją delikatnie po plecach i wtulił nos w jej włosy.
  Na pewno będzie dobrze, musi być. Słyszała to już tyle razy, i rzadko kiedy tak naprawdę było. Zawsze zastanawiała się, co kieruje ludźmi, którzy wypowiadają to zdanie. Czy chęć szczerego pocieszenia i życie z nadzieją, że właśnie tak będzie, czy jest to zdanie, które wypowiada każdy ot tak, dla zasady. I może właśnie w tym cały sęk. Jeśli ktoś wmawia nam, że będzie lepiej, bo tak, i nie ma w tym żadnego przekonania, to nic się nie zmieni. A jeśli ktoś mówi to z wiarą i nadzieją na lepsze jutro, to tak właśnie potoczą się losy. I może od tego zależy cała linia życia. Od jednego stwierdzenia i sposobu, w jaki jest wypowiadane. Stąd te wszystkie powodzenia i upadki. Przecież odkąd poznała Chestera, wszystko się zmieniło i pomimo chwil zwątpienia, udało im się wyjść na mniej krzywą prostą niż dotychczas. Więc może i tym razem będzie dobrze.
Leżąc na kanapie i przytulając się do niej po raz kolejny odpłynął do swojego świata.
 Skąd wzięło się u niej takie zachowanie? Przecież nigdy taka nie była. Zawsze pogodna, pomocna, teraz chłodna i pretensjonalna. Nie wiem, czy naprawdę tak mocno się martwi, czy może udaje, że jest taka altruistyczna i skoro już mnie ma, postanowiła, że pokaże swoje prawdziwe ja. Może ona ich w ogóle nie lubi i jest zazdrosna, że nie spędzam z nią tyle czasu, co wcześniej... Chester, debilu, o co ty ją posądzasz! To twoja dziewczyna, przecież wiesz, w kim się zakochałeś. Nie ma tu żadnej drugiej strony. Wszystko jest okej, nie? Pamiętaj, będzie dobrze, sam tak powiedziałeś. Musi być. Za dużo zwątpienia, za dużo.

~*~

-Hej, nie przeszkadzam ci?-spytał cicho Chester, uchylając drzwi od pokoju Shinody.
-Nie, wejdź.-zaprosił go skinieniem głowy.
-Wiesz, przyszedłem pogadać. 
-To coś poważnego?-zapytał wystraszony.
-Co? Nie... Ja po prostu chciałem sprawdzić co u ciebie.-starał się zachowywać normalnie, ale w jego głowie cały czas brzmiały słowa Amy.
-Hm, no cóż, zdążyłem się już rozpakować, to na pewno.-rzucił mu krótki uśmiech-A tak poza tym, to chyba nic specjalnego.
Chester usiadł obok niego na łóżku.
-Udało ci się wynieść jakieś teksty?
-Mało, ale jednak.-odpowiedział i podał mu czerwony notes z wypadającymi kartkami.
-Mógłbym je wziąć do siebie i spróbować coś sklecić? Chyba mam wenę.
-Spoko, nie ma problemu.
Chester słysząc odpowiedź, chciał już wyjść, ale zatrzymał go dźwięk ciepłego głosu pół-Japończyka.
-Dzięki.
Chaz uśmiechnął się do niego smutno i wyszedł, szczelnie zamykając za sobą drzwi. Gdyby tylko wiedział...

~*~

Chester siedział przy małym, drewniany biurku i cały czas przerzucał kartki, które dostał od Mike'a. Kreślił coś na nich, dopisywał. Wszystko robił chaotycznie i niezdecydowanie. Kiedy udało mu się wyciągnąć kilka dodatkowych kartek, zaczął pisać swoje teksty. Wokół lampki oświetlającej stolik latały już ćmy i komary. W pokoju było tak gorąco, że Chaz nie myślał nawet o zamknięciu okna. Jak na obecną porę roku, temperatura była zdumiewająco wysoka, ale nie zrażało go to, i nie zaprzestawał pracy.
W pomieszczeniu obok, zaraz za ścianą znajdował się pokój Shinody. W tej chwili młody mężczyzna siedział na parapecie przy otwartym oknie, trzymając papierosa w ustach i kartka w dłoni, starając się stworzyć coś, co nada się na najbliższy występ. I chodź wiedział, że jego plan może się nie udać, wciąż głowił się nad rymami, które miałyby jakiś sens. Starannie zapisywał to, co udało mu się już wymyślić, kreślił lekko na kartkach jakieś schematy i starał się nic nie skreślać, bo wszystko mogło mu się przydać.
Czeka ich jeszcze dużo pracy, jeśli chcą coś osiągnąć. Żeby tak się stało, każdy musi dołożyć coś od siebie. I tak własnie robili. Cała szóstka siedziała teraz w swoich domach i pracowała nad nowym materiałem. Nie zmawiali się wcześniej, a żaden z nich nie wiedział, co robi drugi. Po prostu każdy z nich poczuł się odpowiedzialny. Poczuł, że jeśli ma być z tego coś więcej muszą się do tego przyłożyć. Jeszcze masa zadań przed nimi, dokończenie swoich partii, próby. Ale to wszystko po to, żeby potem odnieść sukces.

~*~

Amy siedziała przy stoliku jednej z małych restauracji, zakreślając pozycje w gazecie. W ciągu jednego dnia wykonała już 30 telefonów do przedstawicieli różnych firm, zaczynając na wielkich korporacjach i kończąc na małych sklepikach spożywczych. Przeszła pół miasta, zachodząc do każdego lokalu i pytając o wolne miejsce pracy. Była już zmarznięta i wyczerpana, ale nie przestawała szukać dalej. Nie mogła, szczególnie teraz, gdy znaleźli się w takiej sytuacji. Powoli zaczynała czuć się coraz bardziej upokorzona. Przez otoczenie, przez życie. Była tak zdesperowana, że przez myśl przeszła jej nawet praca w nocnym klubie. Potem jednak uświadomiła sobie, o czym myśli, a jej ciało przebiegł dreszcz obrzydzenia. Zmarnowana kobieta postanowiła, że wróci do domu. I tak nie znajdzie żadnej pracy, a wolałaby marznąć w domu niż tutaj. Wzięła do rąk filiżankę po kawie, a gazetę włożyła pod pachę. Idąc, potknęła się o nierówne kafelki, a reszta zawartości naczynia wylądowała na czyjejś koszuli. No tak, świetnie. Upadła na kolana i starała się pozbierać kawałki porcelany. 
-Co z pani za kelnerka!-usłyszała donośny głos nad sobą.
-Żebym chociaż tu pracowała.-powiedziała cicho, do siebie-Przepraszam bardzo, nie chciałam tego zrobić.
-Ta koszula kosztowała więcej niż całe twoje życie, gówniaro!
Amy wymierzyła mężczyźnie siarczystego policzka i odepchnęła go od siebie tak, żeby mogła przejść. Wyszła z lokalu, trzaskając drzwiami. 
Szła przed siebie ze wzrokiem skierowanym na swoje buty, obijając się o przechodniów. Miała dość tego, że każdy nią pomiata. Wydawało jej się, że ostatnimi czasy cały jej świat ponownie się wali i nic nie może go zatrzymać. Stanęła na środku chodnika i zacisnęła pięści, głośno wydychając powietrze. Poczuła, że ktoś złapał ją za ramię. Obróciła się, a przed sobą zobaczyła twarz mężczyzny.
-Przepraszam, to chyba należy do pani.-powiedział, podając jej gazetę.
Spojrzała na nią, starając się skojarzyć fakty.
-Yyy, tak. Dziękuję.-uśmiechnęła się serdecznie.
-A tak w ogóle, jestem Dylan.-podał jej dłoń.
-Amy.

~*~

Spacerowali razem po parku, opowiadając sobie różne historie ze swojego życia. Po kilkudziesięciu minutach znudzeni usiedli na ławce, przyglądając się krajobrazowi.
-Więc szukasz pracy, tak?
-Skąd... A, no tak.
-Wiesz, myślę, że znalazłbym coś dla ciebie w mojej firmie.
-Ale ja nie mam żadnego doświadczenia, wątpię, że się nadam.
-Nie przesadzaj, telefony może odbierać każdy.-uśmiechnął się do niej półgębkiem.
A jednak będzie dobrze.


środa, 17 września 2014

Gdfhsdf.





Jejuśku, przepraszam was bardzo. Wena wróciła, ale czasu brak. Trochę mi się w życiu poprzestawiało. Wybaczycie? Postaram się wszystko nadrobić do końca tygodnia. Ale teraz już tak naprawdę się postaram. Tak więc brace yourself, Mary is coming! (może)