środa, 29 stycznia 2014

Part 8


I jest kolejny. Nie wiem czy pisać dalej... Fajnie będzie, jak zostawicie komentarz, albo jakiś znak, że byliście tu.
Pozdrawiam TheMaryy347
______________________________

-Na co czekasz? Dzwoń do niego!-wykrzyczał podekscytowany Shinoda
Rudowłosa posłusznie wyciągnęła telefon z kieszeni i już miała wybierać numer, gdy ten nagle zawibrował. Dziewczyna spojrzała na ekran i uśmiechnęła się do siebie.
-Chester? Dobrze, że dzwonisz. Właśnie wybierałam twój numer.
-Amy...-po drugiej stronie usłyszała przeraźliwe szlochanie-Pomóż mi...
-Chester? Co się stało?!-spytała z przerażeniem
-Nie dam rady, pomóż mi. Proszę...
-Uspokój się i powiedz mi gdzie jesteś.
-W ruderze na Abandoned, proszę pośpiesz się...
W tym momencie połączenie zostało zerwane. Dziewczyna szybko wstała z fotela i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Wszyscy patrzyli się na nią ze zdziwieniem. Poczuła, że ktoś łapie ją za ramię, ale nie zwróciła na to uwagi. Wyrwała się z uścisku i nie odwracając głowy udała się w stronę wyjścia.
-Gdzie ty idziesz? Oszalałaś?-spytał zdezorientowany Brad
Dziewczyna uniknęła odpowiedzi na pytanie zamykając za sobą drzwi.
-Zostaw ją, poradzi sobie-powiedział pewnie Mike i poklepał go po ramieniu-Zajmijmy się sprawami zespołu-starał się zmienić temat, żeby Brad nie przejmował się tak poczynaniami kuzynki.
Wybiegła z domu potykając się o własne nogi. Była roztrzęsiona, nie wiedziała nawet gdzie tak na prawdę zmierza. Czuła, że musi mu pomóc. W jego głosie było słychać ból. Nigdy nie pomyślałaby nawet, że ten Chaz, którego zna, może tak cierpieć. Musiało się stać coś bardzo złego, przecież dorosły mężczyzna nie płakałby przez jakieś mało znaczące sprawy. Wiedziała jedno, musiała jak najszybciej do niego dotrzeć. W ostatniej chwili zatrzymała mijającą ją taksówkę i wsiadła do niej. Rzuciła szybko adres i ignorując kierowce zaczynającego rozmowę, oparła głowę o szybę. Zaczynało już się ściemniać i zbierało się na deszcz. Powieki dziewczyny robiły się coraz cięższe, a jej oddech zwalniał. W jednym momencie zrobiła się bardzo śpiąca. Prawie zasnęła, gdyby nie gwałtowne hamowanie. Dziewczyna rzuciła kierowcy kilka banknotów i szybko wysiadła z pojazdu. Znalazła się w tej znacznie mniej ciekawej stronie miasta. Wszystkie budynki wyglądały na bardzo stare, zniszczone. Jak można tu mieszkać? Zadała sobie pytanie i przypomniała sobie po co tu jest. Postanowiła, że spyta się kogoś o drogę, no tak, tylko kogo? W pobliżu nie widziała żadnej osoby. Żadnych bawiących się dzieci i spacerujących kobiet. Nikogo. Amy czuła się tam nieswojo. Dziewczyna ruszyła w stronę budynków, po kilku minutach marszu znalazła się na tyłach dzielnicy. W oddali zobaczyła budynek, który przypominał ruiny małego domku. To musi być to. Coś podpowiadało jej, że to właśnie ten budynek. Rudowłosa rzuciła się biegiem w stronę budowli. Po krótkiej chwili znajdowała się już w środku. Obdrapane ściany i trzeszcząca podłoga wprawiały dziewczynę w nieprzyjemny nastrój. Bała się, i to bardzo. Nie wiedziała co może jej się stać. Nie wiedziała co stało się z Chesterem. Nagle usłyszała płacz dochodzący z drugiego pomieszczenia. Amy powoli podeszła do futryny i wychyliła się zza niej. Chester! Dziewczyna podbiegła do niego i uklęknęła przy nim. Co się stało? Chłopak jednak nie odpowiedział. Cały czas płakał i nie zapowiadało się żeby przestał. Dziewczyna zbliżyła się do niego i otoczyła go ramieniem. Wiedziała, że potrzebuje tego najbardziej. Nie potrzeba mu teraz rozmowy i pocieszania. Potrzebuje osoby, z którą może posiedzieć w ciszy i uporządkować myśli. Przez coś na kształt oka wpadały promienie zachodzącego słońca. Oświetlały połowę pomieszczenia w którego kącie siedział skulony Chester i przytulająca go Amy. Po drugiej stronie pokoju leżał materac i trzy, zbite byle jak, deski. To chyba miał być stół. Pomyślała i lekko się uśmiechnęła. Na materacu leżał foliowy woreczek, a obok stolika rozsypany biały proszek. Znajomy widok. Dziewczyna zabrała rękę z ciała chłopaka i na kolanach doszła do materaca. Usiadła na nim i wzięła do ręki woreczek. Popatrzała na niego smutnym spojrzeniem i zgniotła go. Do jej oczu napływały pojedyncze łzy. Już wiedziała co się stało. Już wiedział dlaczego Chaz płakał. Sama płakała przez to wiele razy. Ale zaraz po tym przychodziło uczucie szczęścia i odstresowania. Wszystkie problemy pryskały i życie wydawało się piękne. Wydawało. Tak naprawdę uciekała przed wszystkim nie zdając sobie sprawy z tego, że powiększa swoje problemy. Lepiej jest uciec i zastąpić problemy chwilą radości. Chwilą, która dla niektórych znaczy całe życie. Chwilą, za którą niektórzy mogliby oddać życie. Niestety wszystko ma swoją cenę, nawet ta chwila. Nikt nie pomyślałby, że za tak krótką chwilę można tak wiele zapłacić. Można stracić rodzinę, przyjaciół, dom. Amy dopiero teraz to zrozumiała. Narkotyki przysłaniały jej cały świat, ale potrafiła się z tego otrząsnąć. Chester tego nie potrafił. Gdyby to umiał miałby kogoś innego do wyżalania, a nie przypadkowo poznaną dziewczynę. Miałby przyjaciół i normalne życie. Tak strasznie było jej go żal. Wiedziała, że jest tą jedyną osobą. Jedyną osobą która może mu teraz pomóc. Dziewczyna podeszła do siedzącego w kącie blondyna i przykucnęła przy nim. Złapała go za ręce które trzymał na kolanach, a ten podniósł głowę i zapłakanymi oczami spojrzał w jej. Pierwszy raz spojrzał w te piękne, pełne smutku i zrozumienia oczy. Te brązowe ślepia dawały mu nadzieję na nowe życie. Rudowołosa uśmiechnęła się do niego i pomogła mu wstać. Trzymając go za rękę wyprowadziła go z budynku. Na dworze było już całkiem ciemno. Małe kropelki deszczu spadały na ich twarze. Pomimo panującego chłodu szli wytrwale przed siebie.

*W tym samym czasie...*
Brad siedział na kanapie i wpatrywał się w drzwi. Łokcie opierał o kolana, a dłońmi podtrzymywał brodę.
-Gdzie ona jest?!-wykrzyczał poirytowany wstając z kanapy
-Spokojnie, pewnie zaraz wróci-powiedział Mike
-Mówisz tak od godziny! 
-Nie denerwuj się. Przecież ona jest już dorosła, nie martw się tak o nią.
-Nie ma jej od 3 godzin! Zwariuję z nią!
-Pewnie zaraz przyjdzie.
***
-Gdzie mnie prowadzisz?
-Do domu.
-Przecież nie znasz mojego adresu...
-Do mojego domu. Chyba nie myślałeś, że zostawię cię samego.-mówiąc to spojrzała na chłopaka i się do niego uśmiechnęła.
-Wiesz, to miłe ale dam sobie radę sam-powiedział zmieszany
-Hmm... Nie.
-Naprawdę-Chaz zatrzymał się i spojrzał dziewczynie w oczy-Dam sobie radę.
-Nie wpadniesz nawet na herbatę?-spytała robiąc minę smutnego pieska-Powiedzmy, że tak możesz mi się odwdzięczyć.
-Nie dasz za wygraną, prawda?
-Dobrze mnie znasz-odpowiedziała z uśmiechem i zaczęła iść.
***
-Już jestem!
-Amy! Gdzie ty byłaś? Czemu nie powiedziałaś gdzie idziesz?-Brad zasypywał ją pytaniami-Kto to jest? Amy, co ty kombinujesz znowu?
-Byłam pomóc koledze. Sama nie wiedziałam gdzie idę, więc nie powiedziałam ci. A to jest Chester-odpowiedziała spokojnie-Chester, to jest Brad znany też jako owieczka. Brad, to jest Chester.
-No dobra, ale co on tutaj robi?
-Zaprosiłam go na herbatę. Mamy jeszcze ten dmuchany materac? 
-Po co ci materac?-spytał przestraszony Chaz
-No będziesz na nim spał. Chyba, że wolisz podłogę...
-On nie będzie tutaj spał!
-Brad ma rację, nie zostanę tutaj.
-Oj przestańcie. Ty tu zostajesz-wskazała na Chaza-a ty się na to zgodzisz-skierowała się do Brada.
-Ale śpi na materacu!
-No dobra. A gdzie chłopaki?
-Poszli, czekałem tutaj na ciebie z Shinodą, ale długo nie wracałaś więc on też poszedł.
-Przecież miałam z nim załatwić sprawę Chestera!
-Ej, chwila! Chyba o czymś nie wiem...

wtorek, 7 stycznia 2014

Part 7


U mnie nie będzie świąt, tak jakoś wyszło. Zapraszam do komentowania!
Pozdrawiam, TheMaryy347
_______________________

Amy weszła uśmiechnięta do domu, ale jej mina nagle się zmieniła, gdy zobaczyła zdenerwowaną April siedzącą na kanapie z założonymi rękoma.
-Fajnie, że w końcu jesteś-powiedziała z wyrzutem-Dobrze się bawiłaś?
-April, przepraszam. Nie wiedziałam, że...
-Co nie wiedziałaś?!-przerwała jej-Nie wiedziałaś, że wychodzisz? Zostawiłaś mnie samą w domu na 5 godzin!-dodała- Martwiłam się o ciebie...
-Nie musiałaś-rudowłosa uśmiechnęła się lekko i usiadła obok przyjaciółki-Może wyjdziemy gdzieś razem? Jak za dawnych czasów!-rzuciła entuzjastycznie.
-Nie-odpowiedziała krótko i stanowczo
-Niedaleko otworzyli nową knajpkę, może tam pójdziemy? Będzie fajnie.-Amy chciała za wszelką cenę zachęcić dziewczynę i wynagrodzić jej ten incydent-Może będą jacyś chłopcy-mówiąc to potrąciła ją w ramię.
-Amy-dziewczyna odwróciła głowę w stronę koleżanki- nic się nie zmieniłaś-uśmiechnęła się szeroko-Pójdę, ale pod jednym warunkiem.
-Mów, zrobię wszystko.
-Musisz pożyczyć mi ubrania.
-Spoko, bierz co chcesz.
Dziewczyny poszły razem do sypialni Am i wybierały dla siebie ubrania. Przebierały się chyba z dziesięć razy zanim wybrały odpowiedni strój. April ubrała się w czarne leginsy i luźną koszulkę w asymetryczne wzory. Amy włożyła brązowe rurki i biały top z dekoltem w serek. Dziewczyny wyglądały rewelacyjnie, naniosły ostatnie poprawki i zeszły na dół. Gdy April ubierała buty, druga dziewczyna napisała Bradowi kartkę z informacją gdzie się znajdują i kiedy wrócą. Zamknęły drzwi i z uśmiechem na twarzy pomaszerowały na przystanek. Były pewne, że nic nie zepsuje im tego wieczoru.

*15 minut później...*
Dziewczyny stanęły przed wejściem do klubu
-Gotowa na dobrą zabawę?-spytała rudowłosa
-Oczywiście! Prowadź, mistrzu.
Amy obiema rękami otworzyła drzwi i uśmiechnięte weszły do środka.
-Jakie wejście.-powiedziała April
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem i zaczęły się bawić. Tańczyły, śpiewały i piły. Poznały wielu nowych ludzi. Amy zdążyła nawet załatwić sobie kartę stałego klienta. Na dworze było już całkiem ciemno, April uznała, że czas wracać. Podeszła chwiejnym krokiem do Amy i zaproponowała:
-Wracajmy już. Jak tak dalej pójdzie to wypijesz cały zapas alkoholu, a ja cię nie będę nosiła po schodach w domu!
-Daj spokój-wybełkotała Am i wypiła kolejny kieliszek wódki.
-Ech, co ja z tobą mam...-dziewczyna wzięła przyjaciółkę pod ramię i udała się z nią w stronę domu.
Kurde, dawno nie widziałam jej w takim stanie...Ciekawe ile tak naprawdę wypiła? Oby Brada nie było jeszcze w domu. Zabije mnie jak się dowie, że pozwoliłam żeby jego kochana kuzynka się tak schlała! Powinien się przyzwyczaić. Jest dla niej za surowy, przecież ona nie jest dzieckiem.

April nacisnęła na klamkę. Otwarte. To oznaczało, że Brad jest w domu. Niedobrze. Ciemnowłosa po cichu otworzyła drzwi i ciągnąc za sobą nieprzytomną prawię przyjaciółkę powoli weszła do korytarza. Zdjęła buty najpierw sobie, a potem pomogła Amy. Dobra, teraz tylko szybko po schodach i nikt się o niczym nie dowie. Upewniła się, że w salonie nikogo nie ma i najszybciej jak potrafiła pokonała odległość dzielącą ją od schodów. Cały czas ciągnęła Amy za sobą. Ale będę miała muły... Przeszła trzy stopnie i zatrzymała się na chwilę, wtedy ruda runęła ze schodów. W całym domu słychać było hałas i pisk wystraszonej April.
-Co tu się dzieję! Dziewczyny, jest środek nocy!
-Nie przesadzaj, jest 23-April chciała rozluźnić atmosferę
-To nie zmienia faktu, że jest późno. O matko! Dlaczego ona leży na podłodze?!
-No...Spadła...
-April! Jak spadła?! Jak to w ogóle możliwe? Co ona, chodzić nie potrafi, czy jak?!
-No, chwilowo nie
-Ja pierdole... Ile ona wypiła?
-No trochę dużo.
-Czy ty wiesz co zrobiłaś?! Ona jest na odwyku, jej nie można dawać alkoholu!
-Ja nie wiedziałam, nic mi nie powiedziałeś-tłumaczyła się
-Ostatnio jak się schlała to chciała się zabić! Co miałem ci mówić?! Że przez ciebie mój jedyny członek rodziny jest pijakiem?!-jego głos stawał się coraz bardziej donośniejszy i gniewny-Mogłaś się domyśleć skoro poszła na spotkanie AA! Taka z ciebie przyjaciółka, a nic o niej nie wiesz!
-Tak?-w oczach dziewczyny zbierały się łzy-Dobrze, już mnie tu nie ma!
Dziewczyna trzasnęła drzwiami i wyszła. Brad spojrzał tylko na leżącą na ziemi Amy, podniósł ja i zaniósł do pokoju.

*Następnego dnia...*
Matko, moja głowa. Dziewczyna próbowała wstać z łóżka. Ała! To nie jest najlepszy pomysł. Borze liściasty, wszystko mnie boli. Skąd ja mam tyle siniaków? Ej, gdzie April? Meh, pewnie śpi na dole. A właściwie to co się wczoraj działo? Muszę wstać i iść się jej zapytać, bo jak znowu zrobiłam jakieś głupstwo to sobie tego nie daruję. 
Rudowłosej udało się w końcu wstać z łóżka, zeszła na dół, przeszukała cały dom, ale nigdzie nie znalazła April. Udała się do kuchni, wypiła dwie szklanki mleka i poszła do salonu. Położyła się na miękkiej kanapie  i po chwili zasnęła. Obudziło ją delikatne potrząsanie.
-No w końcu się obudziłaś-powiedział uradowany Brad
-Nie krzycz, proszę
-Przecież nie krzyczę. Kac morderca?-spytał z lekkim uśmiechem
-Należy mi się. Wiesz gdzie jest April?
-Nie ma jej tu
-To wiem, ale gdzie jest teraz?
-Mieliśmy małą sprzeczkę i tak jakby wyszła
-I nie wróciła jeszcze?
-Myślę, że to nawet lepiej. 
-Jak możesz tak mówić, to moja przyjaciółka
-Amy, ty nie widzisz co ona z tobą robi? Odkąd przyjechała całkowicie się zmieniłaś... Gdyby nie ona to pewnie wczoraj tez być tyle nie wypiła.
-Nie zapominaj, że to ty ją tu sprowadziłeś!
-Wiem i żałuję-rzucił-Wychodzę, będę wieczorem.
Znowu wychodzi. Nie wiem co się z nim dzieje. Kiedyś taki nie był. A może to ja się zmieniłam? Może ona ma rację? Zawsze przy April miałam największe przypały, ale to nie moja wina. Jakbym nie poznała April, to pewnie siedziała bym teraz sama z kotem i nie miała tylu problemów. Nie wiem, nie mam dzisiaj głowy do rozmyślań.
Amy usłyszała dźwięk telefonu:
-Halo?
-Dasz radę ogarnąć dom w ok. godzinę? Mamy małą zmianę planów i wpadniemy z chłopakami do nas. Przy okazji poznasz lepiej moich kumpli.
-Dlaczego ty mi to robisz? Łeb mi pęka...
-Wyobraź sobie, że robię minę zbitego pieska.
-Ech, no dobra...

*Po 1,5 godziny...*
Amy odpoczywała na kanapie, nagle domieszkania wpadła cała banda rozwrzeszczanych mężczyzn.
-Głośniej się nie dało?-spytała poirytowana dziewczyna
-Przepraszamy-powiedzieli chórkiem
Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie
-Chcecie coś do picia? Kawy? Herbaty?-zaproponowała
-Możesz nam zrobić kawę, czeka nas długa noc-powiedział Mike-Mamy dużo do obgadania
-No dobra, to idźcie do salonu. Brad, zająłbyś się swoimi gośćmi-powiedziała żartobliwie.
Po chwili dziewczyna przyniosła wszystkim kawę, a sama usiadła z boku i przysłuchiwała się rozmowie.
-Dobra, każdy z nas wie, że Mark się nie nadaję do zespołu-zaczął Brad-Myślę, że będziemy musieli znaleźć kogoś innego.
-Nie przesadzaj, nie jest aż taki zły-powiedział Joe
-Serio?-wszyscy spojrzeli się na niego z niedowierzaniem
-No co? Technicznie jest dobry
-Ale się rządzi! Nigdy nie zrozumie, że nie jest pępkiem świata-argumentował Mike
-Może zróbmy głosowanie?-zaproponował Rob.
-Kto jest za wywaleniem Marka z Xero?-zapytał Mike
Tylko Joe nie podniósł ręki.
-A kto mu o tym powie?-zapytał Joe
Wszystkie spojrzenia zostały skierowane na Mike'a.
-Znowu ja? Jesteście mi wdzięczni wielką przysługę!
-Nie wystarczy ci, że po prostu jesteśmy?-spytał Brad
Wszyscy zaczęli się śmiać.
-No dobra, to skoro już go wywaliliśmy, to musimy znaleźć kogoś nowego-powiedział Rob
-I tu będzie problem...-zasmucił się Mike-Nikt nie będzie chciał być w zespole, którego nikt nie zna!
-Chyba znam osobę, która się zgodzi-powiedziała Amy uśmiechając się szeroko.

piątek, 3 stycznia 2014

Informacje 2



SPRAWA JEST!
Mam pomysł na nowy rozdział, ale nie mam czasu go napisać. Ktokolwiek to czyta, chce przekazać, że rozdział będzie najpóźniej we wtorek. Miał być dzisiaj, wiem. Przepraszam, postaram się, żeby następny rozdział był najlepsiejszy ze wszystkich. 
                                                                          Pozdrawiam, TheMaryy347!

środa, 1 stycznia 2014

Part 6


A u mnie jeszcze nawet świąt nie było! Kto czyta ten komentuje!
Pozdrawiam TheMaryy347
_______________________

*Kilka dni później*
Dziewczyny siedziały na łóżku i rozmawiały o głupotach. Wesoło wspominały dawne czasy, śmiejąc się przy tym bardzo głośno
-Pamiętasz jak mój brat się w tobie zakochał i wymyślał dla ciebie piosenki?
-O matko, nigdy tego nie zapomnę! Czekaj, jak to szło?
-Och Amy! Moja ruda królowo, bez ciebie czuję się ciulowo. Bądź przy mnie każdego dnia, twoje oczy są wielkie jak miłość ma!-Mówiła ciemnowłosa, co chwilę przerywając wypowiedź śmiechem-To takie żałosne, wstyd mi za niego.
-Przynajmniej umiał rymować-stwierdziła dziewczyna wybuchając śmiechem
-Chociaż to. Pamiętasz jak byłam kiedyś u ciebie i pomalowałyśmy mazakami zasłony w pokoju Brada?
-No, ale się wtedy wkurzył. Nie wiem dlaczego, przecież nasze rysunki były wspaniałe!
-Nawet twoja ciocia nie była tak zła jak on-stwierdziła April-A właśnie, gdzie jest Brad?
-Pojechał do kolegi. Mają jakąś próbę czy coś w tym stylu.
-Próbę czego?
-No założyli razem jakiś zespół. Czekaj, jak oni się nazywali? Kiedyś mi coś mówił, ale zapomniałam-machnęła ręką, ale po chwili ją olśniło-Już wiem! Nazywają się Xero.
-Ciekawa nazwa...
-Która właściwie jest godzina?-spytała Amy, po czym wstała z łóżka i przeciągnęła się energicznie.
-13:27. A co?
-Kurde, jestem spóźniona!-Amy zaczęła biegać po pokoju w poszukiwaniu ubrań-będziesz musiała zostać sama. Przepraszam, zapomniałam ci powiedzieć-powiedziała i chwytając białą koszulkę z czarnymi wzorami, zamknęła się w łazience.
Dziewczyna wstała z łóżka, przysiadła na fotelu przed oknem i zaczęła rozmyślać: Hmm...Ciekawe gdzie się tak śpieszy? Może sobie kogoś znalazła, czy coś. Niee, powiedziałaby mi. To musi być coś poważnego, tylko co? Może się jej po prostu spytasz, szerloku? Czemu ja na to nie wpadłam!
Rudowłosa wyszła z łazienki. Była ubrana w koszulkę, którą wzięła z podłogi i czarne spodnie z dziurami na kolanach. Włosy miała spięte w koka, a całą fryzurę ozdobiła czarną kokardką.
-Szybka jesteś-spostrzegła ciemnowłosa-A właściwie, to gdzie idziesz?
-Później ci wszystko wyjaśnię. Muszę już iść. Jak będziesz chciała gdzieś wyjść to klucze wiszą w korytarzu na haczyku. W salonie masz telewizor, w kuchni lodówkę, myślę, że to wszystko czego potrzebujesz.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki i zakładając na siebie czarną marynarkę zbiegła po schodach. Szybko włożyła na nogi czarne glany i wyszła z domu żegnając się z April.

*30 minut później...*
Amy stała przed drzwiami pokoju nr.13 Pechowa trzynastka. Nie wiedziała czego może się tam spodziewać, nie wiedziała nawet, czy chce tam być. Ech, raz się żyje. Niepewnie nacisnęła na klamkę i weszła do pomieszczenia w którym siedziały 4 osoby.
-Dzień dobry-powiedziała z lekkim wstydem. Wszystkie spojrzenia skierowane były na nią.
-Dzień dobry-odpowiedziała kobieta w okularach i czerwonym swetrze-dołącz do nas, nie wstydź się. Dziewczyna usiadła na jednym z krzeseł, które ustawione były w kształt okręgu. Spojrzała na każdą osobę siedzącą w sali. Większość osób tu siedzących była wychudzona, miała poniszczone włosy i bladą skórę. Jednak największą uwagę przykuł chłopak siedzący naprzeciwko. Na jego rękach widniały wytatuowane płomienie. Rozciągały się od nadgarstków po łokcie. Uwagę dziewczyny zwróciły również jego włosy. Były pofarbowane! Dziwne... Kobieta spojrzała na twarz chłopaka. Gdy ich spojrzenia się spotkały od razu odwróciła wzrok, po chwili jednak znowu spojrzała na jego twarz. Jakie oczy... Z rozmyślań wyrwało ją potrącanie w ramie. Dziewczyna odwróciła głowę z pytającym wyrazem twarzy.
-Może zaczniemy od ciebie. Przedstaw się-kobieta zachęciła ją ruchem ręki-Opowiedz nam o sobie. Co robisz? Jak się tu znalazłaś?
-Jestem Amy. Mam 20 lat, mieszkam tu, w Los Angeles. Dzielę dom z moim kuzynem. Jestem tu przez niego-dziewczyna zaczęła spokojnie i niepewnie-Często imprezowałam i wpędziłam się w nałóg-kolejne zdania przychodziły jej z trudnością-Niedawno zmarli moi rodzice, po ich śmierci zaczęłam pić więcej. Nie umiałam się z tym pogodzić, aż wreszcie Brad pomógł mi się otrząsnąć. Pomógł mi i dzięki niemu tu jestem. Człowiek sam nie potrafi dostrzec kiedy się stacza, dopiero inne osoby pomagają nam to dostrzec-.po jej policzkach spływały małe łzy-Gdyby nie mój kuzyn pewnie by mnie tutaj nie było. Jestem mu dozgonnie wdzięczna za to, co robi. Zajmuje się mną, udzielił mi domu, sprowadził moją najlepszą przyjaciółkę z innego stanu. Wszystko dla mnie, cieszę się, że go mam. Teraz jest jedyną osobą, na której mogę polegać. Nie mam żadnej innej rodziny do której mogłabym się zwrócić o pomoc. Nie wiem czy wiecie jak to jest, stracić kogoś, kogo cholernie kochacie i moglibyście za tę osobę oddać życie. Ja straciłam dwie takie osoby, ale powoli się podnoszę. Liczę na to, że po tych spotkaniach uda mi się w końcu stanąć na nogi.
-Wspaniale, że się przed nami otworzyłaś. Dziękuję, możesz usiąść. Może ktoś jeszcze chciałby podzielić się swoją historią?
Nie było żadnych ochotników. Amy czuła się jednocześnie zażenowana, ale i dumna. Była dumna z siebie, bo potrafiła się w końcu otworzyć nie przed jedną, czy dwoma osobami, ale całą grupą. Reszta spotkania minęła spokojnie. Pani Keer, prowadząca, wygłosiła swój wykład, a potem ogłosiła datę kolejnego spotkania i pożegnała się z uczestnikami. Amy postanowiła, że wróci do domu pieszo. Nie chciała wydawać pieniędzy na ciśnięcie się w autobusie, a z resztą, przyda jej się trochę ruchu. Wychodząc z budynku poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wzdrygnęła się i obróciła gwałtownie
-Yy, cześć-to ten sam chłopak, który siedział naprzeciw niej.
-Wystraszyłeś mnie!
-Przepraszam, nie chciałem-zawstydził się, ale kontynuował-wiesz, twoja historia była bardzo wzruszająca, może chciałabyś pójść gdzieś do na kawę i porozmawiać? Myślę, że znaleźlibyśmy wspólny język.
-W sumie... Dobra, możemy iść. 
-Świetnie, zaraz za rogiem jest kawiarnia. Chodź. 
Dwójka weszła do wnętrza lokalu, który był udekorowany na wzór lat 70'. Usiedli przy stoliku znajdującym się w rogu sali i zaczęli wymieniać się informacjami. Tajemniczy chłopak z tatuażami stał się przyjaznym Chesterem, który przeprowadził się z Phoenix. Chłopak miał rację, dogadywali się świetnie. Mieli wiele wspólnych zainteresowań. Czas mijał nieubłaganie szybko, zanim się zorientowali zaczęło się ściemniać. Amy przypomniała sobie, że zostawiła April samą w domu, musiała już wracać, ale tak bardzo chciała jeszcze zostać.
-Muszę iść, robi się późno.
-Masz rację, też będę się zmywał.
-Dzięki za spotkanie, było super-dziewczyna pięknie się uśmiechnęła i podała chłopakowi małą karteczkę-to mój numer, zadzwoń jak będziesz chciał pogadać, albo będziesz miał jakiś problem-powiedziała nieśmiało, a wychodząc z baru pomachała mężczyźnie na odchodne.
To był wspaniały dzień. 
Pomyśleli oboje i udali się prosto do swoich domów.