wtorek, 11 listopada 2014

Bardzo szczery post.

 11.11.2014, wtorek.

Słuchajcie, jest pewna sprawa do obgadania.

Wiecie, że uwielbiam pisać, ale mam naprawdę mało czasu. Ostatnio trochę mi się w życiu pozmieniało i nie daję rady. Ani nie wyrabiam się czasowo, ani nawet emocjonalnie. Mogłabym przedstawić wam całą zaistniałą sytuację, ale wątpię, że którejś z was chciałoby się ją czytać, a dodatkowo nie chcę was w jakikolwiek sposób obciążać. I z tego miejsca chciałabym przeprosić was za kilka rzeczy, które powinny wyglądać inaczej. Przepraszam was za to, że od dłuższego czasu nic nie piszę. Przepraszam, że przestałam czytać wasze blogi i wspierać was w pisaniu. Przepraszam, że tak wiele razy obiecywałam wam coś i nigdy tej obietnicy nie dotrzymałam. Przepraszam was za wszystko co zrobiłam źle. Myślałam nad tą decyzją dłuższy czas i postanowiłam zawiesić bloga. Na ile? Nie wiem, aż się ułoży. Nie chcę już więcej wam nic obiecywać, więc napiszę tylko, że kiedy przeczytam wasze blogi, to zacznę pisać na nowo. Kiedy to nastąpi? Nie mam pojęcia. Jeśli chcecie, cały czas możecie się ze mną kontaktować. Może być w komentarzach, na facebooku, gdziekolwiek.

                                                   Pozdrawiam was mocno i żegnam na pewien czas, TheMaryy347.


.

niedziela, 21 września 2014

Part 20



Ten, oddaje go w wasze rączki, róbta co chceta.
Pozdrawiam, TheMaryy347!
____________

 Mike wniósł do mieszkania małą reklamówkę. To wszystko co mu zostało. Jakimś cudem udało mu się wynieść kilka ważnych dla niego zdjęć oraz notesów i zapakować je do siatki, którą dał mu jeden ze strażaków. Cała reszta przepadła. Nie ma teraz domu, telefonu, ani nawet pieniędzy. Na szczęście ma przyjaciół, którzy postarają się mu pomóc. Wiedział to i doceniał.
-Dzięki, że pozwalacie mi się tu zatrzymać. Raczej na pobyt w domu Anny nie mam co liczyć, jej rodzice mnie nienawidzą.-przyznał z lekkim uśmiechem.
-Nie ma sprawy, przecież wiesz, że możesz na nas polegać.-odpowiedział Brad-Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.
Oboje udali się na górę, zostawiając Amy i Chestera samych. Dziewczyna westchnęła ciężko i opadła na kanapę.
-Coś się stało?-spytał zaniepokojony chłopak.
-Zastanawiam się, co dalej robić. Nie zrozum mnie źle, lubię Mike'a, ale nie uważam, żeby przyjęcie kolejnej osoby było dobrym pomysłem. Sam wiesz, że mamy dość problemów na głowie.-mówiąc to, spojrzała na jego posiniaczoną twarz.
Chaz wypuścił powietrze i ukrył twarz w dłoniach.
-A co miałem mu powiedzieć? Że pieniądze są ważniejsze niż nasza przyjaźń i nie ma no co liczyć? Wiesz jak on by się wtedy poczuł?
-Czy ty nic nie rozumiesz? Naprawdę mu współczuję i wiem, że to nie jest łatwa sytuacja, ale do cholery jasnej, mogłeś to chociaż z nami uzgodnić.
-Jakoś nie widzę, żeby Brad miał coś przeciwko...
-Bo to Brad! On zawsze chce wszystkim pomagać, a zapomina o sobie.-syknęła zirytowana.
-No tak, bo przecież egoizm jest tutaj najważniejszy.-prychnął-Proszę cię, nie kłóćmy się i przyznaj mi rację chociaż raz.
-Przepraszam, nie chciałam, żeby tak to wyszło. Ja się zwyczajnie martwię.-odpowiedziała, wtulając się w jego tors.
-Z resztą, wiesz jaki jest Mike. Na pewno nie pozwoli na to, żeby ktoś za niego płacił. Wszystko będzie dobrze.-poklepał ją delikatnie po plecach i wtulił nos w jej włosy.
  Na pewno będzie dobrze, musi być. Słyszała to już tyle razy, i rzadko kiedy tak naprawdę było. Zawsze zastanawiała się, co kieruje ludźmi, którzy wypowiadają to zdanie. Czy chęć szczerego pocieszenia i życie z nadzieją, że właśnie tak będzie, czy jest to zdanie, które wypowiada każdy ot tak, dla zasady. I może właśnie w tym cały sęk. Jeśli ktoś wmawia nam, że będzie lepiej, bo tak, i nie ma w tym żadnego przekonania, to nic się nie zmieni. A jeśli ktoś mówi to z wiarą i nadzieją na lepsze jutro, to tak właśnie potoczą się losy. I może od tego zależy cała linia życia. Od jednego stwierdzenia i sposobu, w jaki jest wypowiadane. Stąd te wszystkie powodzenia i upadki. Przecież odkąd poznała Chestera, wszystko się zmieniło i pomimo chwil zwątpienia, udało im się wyjść na mniej krzywą prostą niż dotychczas. Więc może i tym razem będzie dobrze.
Leżąc na kanapie i przytulając się do niej po raz kolejny odpłynął do swojego świata.
 Skąd wzięło się u niej takie zachowanie? Przecież nigdy taka nie była. Zawsze pogodna, pomocna, teraz chłodna i pretensjonalna. Nie wiem, czy naprawdę tak mocno się martwi, czy może udaje, że jest taka altruistyczna i skoro już mnie ma, postanowiła, że pokaże swoje prawdziwe ja. Może ona ich w ogóle nie lubi i jest zazdrosna, że nie spędzam z nią tyle czasu, co wcześniej... Chester, debilu, o co ty ją posądzasz! To twoja dziewczyna, przecież wiesz, w kim się zakochałeś. Nie ma tu żadnej drugiej strony. Wszystko jest okej, nie? Pamiętaj, będzie dobrze, sam tak powiedziałeś. Musi być. Za dużo zwątpienia, za dużo.

~*~

-Hej, nie przeszkadzam ci?-spytał cicho Chester, uchylając drzwi od pokoju Shinody.
-Nie, wejdź.-zaprosił go skinieniem głowy.
-Wiesz, przyszedłem pogadać. 
-To coś poważnego?-zapytał wystraszony.
-Co? Nie... Ja po prostu chciałem sprawdzić co u ciebie.-starał się zachowywać normalnie, ale w jego głowie cały czas brzmiały słowa Amy.
-Hm, no cóż, zdążyłem się już rozpakować, to na pewno.-rzucił mu krótki uśmiech-A tak poza tym, to chyba nic specjalnego.
Chester usiadł obok niego na łóżku.
-Udało ci się wynieść jakieś teksty?
-Mało, ale jednak.-odpowiedział i podał mu czerwony notes z wypadającymi kartkami.
-Mógłbym je wziąć do siebie i spróbować coś sklecić? Chyba mam wenę.
-Spoko, nie ma problemu.
Chester słysząc odpowiedź, chciał już wyjść, ale zatrzymał go dźwięk ciepłego głosu pół-Japończyka.
-Dzięki.
Chaz uśmiechnął się do niego smutno i wyszedł, szczelnie zamykając za sobą drzwi. Gdyby tylko wiedział...

~*~

Chester siedział przy małym, drewniany biurku i cały czas przerzucał kartki, które dostał od Mike'a. Kreślił coś na nich, dopisywał. Wszystko robił chaotycznie i niezdecydowanie. Kiedy udało mu się wyciągnąć kilka dodatkowych kartek, zaczął pisać swoje teksty. Wokół lampki oświetlającej stolik latały już ćmy i komary. W pokoju było tak gorąco, że Chaz nie myślał nawet o zamknięciu okna. Jak na obecną porę roku, temperatura była zdumiewająco wysoka, ale nie zrażało go to, i nie zaprzestawał pracy.
W pomieszczeniu obok, zaraz za ścianą znajdował się pokój Shinody. W tej chwili młody mężczyzna siedział na parapecie przy otwartym oknie, trzymając papierosa w ustach i kartka w dłoni, starając się stworzyć coś, co nada się na najbliższy występ. I chodź wiedział, że jego plan może się nie udać, wciąż głowił się nad rymami, które miałyby jakiś sens. Starannie zapisywał to, co udało mu się już wymyślić, kreślił lekko na kartkach jakieś schematy i starał się nic nie skreślać, bo wszystko mogło mu się przydać.
Czeka ich jeszcze dużo pracy, jeśli chcą coś osiągnąć. Żeby tak się stało, każdy musi dołożyć coś od siebie. I tak własnie robili. Cała szóstka siedziała teraz w swoich domach i pracowała nad nowym materiałem. Nie zmawiali się wcześniej, a żaden z nich nie wiedział, co robi drugi. Po prostu każdy z nich poczuł się odpowiedzialny. Poczuł, że jeśli ma być z tego coś więcej muszą się do tego przyłożyć. Jeszcze masa zadań przed nimi, dokończenie swoich partii, próby. Ale to wszystko po to, żeby potem odnieść sukces.

~*~

Amy siedziała przy stoliku jednej z małych restauracji, zakreślając pozycje w gazecie. W ciągu jednego dnia wykonała już 30 telefonów do przedstawicieli różnych firm, zaczynając na wielkich korporacjach i kończąc na małych sklepikach spożywczych. Przeszła pół miasta, zachodząc do każdego lokalu i pytając o wolne miejsce pracy. Była już zmarznięta i wyczerpana, ale nie przestawała szukać dalej. Nie mogła, szczególnie teraz, gdy znaleźli się w takiej sytuacji. Powoli zaczynała czuć się coraz bardziej upokorzona. Przez otoczenie, przez życie. Była tak zdesperowana, że przez myśl przeszła jej nawet praca w nocnym klubie. Potem jednak uświadomiła sobie, o czym myśli, a jej ciało przebiegł dreszcz obrzydzenia. Zmarnowana kobieta postanowiła, że wróci do domu. I tak nie znajdzie żadnej pracy, a wolałaby marznąć w domu niż tutaj. Wzięła do rąk filiżankę po kawie, a gazetę włożyła pod pachę. Idąc, potknęła się o nierówne kafelki, a reszta zawartości naczynia wylądowała na czyjejś koszuli. No tak, świetnie. Upadła na kolana i starała się pozbierać kawałki porcelany. 
-Co z pani za kelnerka!-usłyszała donośny głos nad sobą.
-Żebym chociaż tu pracowała.-powiedziała cicho, do siebie-Przepraszam bardzo, nie chciałam tego zrobić.
-Ta koszula kosztowała więcej niż całe twoje życie, gówniaro!
Amy wymierzyła mężczyźnie siarczystego policzka i odepchnęła go od siebie tak, żeby mogła przejść. Wyszła z lokalu, trzaskając drzwiami. 
Szła przed siebie ze wzrokiem skierowanym na swoje buty, obijając się o przechodniów. Miała dość tego, że każdy nią pomiata. Wydawało jej się, że ostatnimi czasy cały jej świat ponownie się wali i nic nie może go zatrzymać. Stanęła na środku chodnika i zacisnęła pięści, głośno wydychając powietrze. Poczuła, że ktoś złapał ją za ramię. Obróciła się, a przed sobą zobaczyła twarz mężczyzny.
-Przepraszam, to chyba należy do pani.-powiedział, podając jej gazetę.
Spojrzała na nią, starając się skojarzyć fakty.
-Yyy, tak. Dziękuję.-uśmiechnęła się serdecznie.
-A tak w ogóle, jestem Dylan.-podał jej dłoń.
-Amy.

~*~

Spacerowali razem po parku, opowiadając sobie różne historie ze swojego życia. Po kilkudziesięciu minutach znudzeni usiedli na ławce, przyglądając się krajobrazowi.
-Więc szukasz pracy, tak?
-Skąd... A, no tak.
-Wiesz, myślę, że znalazłbym coś dla ciebie w mojej firmie.
-Ale ja nie mam żadnego doświadczenia, wątpię, że się nadam.
-Nie przesadzaj, telefony może odbierać każdy.-uśmiechnął się do niej półgębkiem.
A jednak będzie dobrze.


środa, 17 września 2014

Gdfhsdf.





Jejuśku, przepraszam was bardzo. Wena wróciła, ale czasu brak. Trochę mi się w życiu poprzestawiało. Wybaczycie? Postaram się wszystko nadrobić do końca tygodnia. Ale teraz już tak naprawdę się postaram. Tak więc brace yourself, Mary is coming! (może)


wtorek, 5 sierpnia 2014

Part 19


Internecie, wróciłam! Po długiej przerwie, ale jestem.
Pozdrawiam, TheMaryy347.
________________

 Cała szóstka siedziała w pokoju na piętrze i rozmyślała nad nowymi piosenkami. Pomysłów mieli tyle samo, co czasu, bardzo mało. Do kolejnego koncertu zostało pięć dni. Jeśli mieliby zagrać nowe utwory, musieliby się ich najpierw nauczyć. Potem je przećwiczyć i ewentualnie coś poprawić. A to oznacza, nieustające próby i brak czasu dla bliskich.
Mike przeleciał wzrokiem po pomieszczeniu, spoglądając na każdego z członków zespołu. Na ich twarzach malowało się widoczne zmęczenie i brak chęci do czegokolwiek.
-Chłopaki, możecie już iść.-sapnął, opadając na fotel.
-Ale... Dlaczego?-spytał zdziwiony Delson.
-To nie ma sensu, nic nie wymyślimy. Zrobię setlistę z tego co mamy i jutro dam wam znać co dalej. Naprawdę, idźcie. Marnujecie tu swój czas.
Wstali wszyscy, tylko nie Chester. Spokojnie siedział i czekał aż reszta opuści pomieszczenie. Gdy już to zrobili, domknął za nimi drzwi i usiadł koło Mike'a.
-Stary, co jest? Zawsze starałeś się robić wszystko, żeby wymyślić coś nowego, a teraz odpuszczasz? To nie w twoim stylu.
-Ja po prostu zaczynam zdawać sobie sprawę, że to nie jest takie proste jak mi się wydawało. Zazwyczaj pisanie tekstów przychodziło mi ot tak, a dzisiaj przez trzy godziny udało nam się wymyślić tylko jedną zwrotkę. Straciłem już swój zapał.
Chester pokiwał głową.
-Masz jakieś swoje stare zapiski?
-Szafa pod ścianą, górna półka. 
Chaz podszedł do regału i sięgnął po kartki. Czytając słowa na nich zapisane, powoli wracał na swoje miejsce.
-Z tego i tak nic nie będzie, są gówno warte.-rzucił zrezygnowany Mike.
-Wcale nie.
-Daj spokój, pisałem to dawno temu. To się nie nada.
-Nie pierdol. Patrz-wskazał na kawałek tekstu-to powtórzymy dwa razy, żeby piosenka była dłuższa. Ja dopiszę refren, a to co dzisiaj napisaliśmy nada się na drugą zwrotkę. I już!
Mike spojrzał na niego zdziwiony. Po chwili poklepał go po plecach i powiedział:
-Wiesz co, gdybym nie był hetero, to bym cię przytulił. Dzięki.-posłał mu serdeczny uśmiech.

~*~

Brad wszedł do domu i rzucił bluzę na kanapę. Wchodząc do kuchni zastał Amy siedzącą na krześle i przeglądającą jakieś kartki. Zajrzał jej przez ramię, aby zobaczyć co to. Rachunki. Cała sterta. Chłopak położył rękę na jej ramieniu, a ta wzdrygnęła się i szybko odwróciła głowę w jego stronę. Widocznie musiała go nie zauważyć.
-Co z tym zrobimy?-spytała łamiącym się głosem.
-Zapłacimy.
-Czym? Jest tego za dużo, wiesz o tym. Nawet gdybym poszła do pracy...
-Ty i praca?-przerwał jej-Przecież ty nawet nie skończyłaś szkoły, nigdzie cię nie przyjmą.
-Dostaliście pieniądze za koncert, tak? Ja trochę zarobię, zapłacą wam za kolejny występ, Chester się dołoży i jakoś nam się uda. Musi nam się udać.-powiedziała, wycierając załzawione oczy.
-Nie płacz, nie ma o co.-pocieszał ją, chociaż wiedział, że nie będzie łatwo.

~*~

Na dworze panował już półmrok, a jedynym źródłem światła były przydrożne latarnie, rozstawione w zbyt dużej odległości, by całkowicie oświetlić chodnik. Chłodny wiatr owiewał twarz Chestera, powoli zmierzającego w stronę domu. Chłopak naciągnął kaptur na głowę, aby chociaż trochę osłonić się przed wiatrem. Co chwilę spoglądał za siebie, tak, jakby obawiał się, że ktoś go śledzi. Tylko po co? Oj, Bennington, chyba za bardzo panikujesz. Powiedział do siebie w myślach, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Nagle zrobiło się jeszcze zimniej. Po plecach przeszedł go dreszcz, a na twarzy poczuł pierwsze krople deszczu. Szczelniej dopiął zamek bluzy i włożył ręce do kieszeni. Skręcił w jedną z uliczek, przyspieszając trochę chód. Odwrócił się za siebie, a gdy z powrotem spojrzał w przód, coś zastawiło mu drogę. Poczuł silne uderzenie w brzuch. Zgiął się w pół, przy okazji unikając kolejnego uderzenia. Napastnik przycisnął go do ceglanej ściany i zadawał mu kolejne ciosy, tym razem w twarz. Czuł metaliczny posmak krwi zmieszany ze śliną i własnymi łzami. Gdy osunął się po murze, dostał jeszcze porządnego kopniaka w brzuch.
-Pamiętaj, że z nami się nie zaczyna.-usłyszał gdzież za sobą.

~*~

Resztkami sił przywlekł się pod dom. Szarpnął za klamkę, ale drzwi się nie otworzyły. Zapukał do drzwi i miał nadzieję, że otworzy mu je Brad, a nie Amy. Nie chciał, żeby widziała go w takim stanie. Drzwi się otworzyły, a Benninton wpadł prosto w jej ramiona. Przerażona dziewczyna wydała z siebie stłumiony krzyk i od razu pomogła Chesterowi przedostać się do salonu. Zdjęła z niego zakrwawioną bluzę i okryła go kocem. Poszła do kuchni, wracając z apteczką. Usiadła obok niego i zaczęła przemywać mu twarz.
-Kto ci to zrobił?-spytała ze łzami w oczach.
-Nie wiem.-powiedział cicho, prawie niesłyszalnie.
-Dlaczego ty zawsze musisz wracać tak późno? Miałam przeczucie, że coś się stanie... Czekałam tu na ciebie cały czas.
-Przecież już jestem.
-Chester, to jest poważna sprawa.
-Kilka obdrapań i nic więcej, nie przesadzaj.-spróbował wstać, ale szybko tego pożałował.
-Nie wstawaj, idioto!-powstrzymała go ruchem ręki i wróciła do zakładania opatrunku-Daj sobie pomóc.
-Amy, to nic takiego. Ja naprawdę...
-Tak, tak. Czujesz się lepiej...-przerwała mu-Zrozum, nie zostawię cię tak.
-Ale nie musisz się tak martwić. Dałbym sobie radę sam.
-Mhm, już to widzę.-powiedziała sarkastycznie-A martwię się, bo cię kocham.-dodała i cmoknęła go w policzek.
-Ja ciebie też.-objął ją ramieniem i lekko przytulił. Z pewnością zrobiłby to mocniej, ale nie miał już siły.
Amy pomogła mu dojść do sypialni i się położyć. Przyniosła mu do pokoju szklankę wody i już miała wychodzić, gdy poczuła, że coś chwyta ją za dłoń. Spojrzała na Chestera, a ten kiwnął głową, dając jej znak, żeby położyła się obok niego. Chłopak z trudem się przesunął, a rudowłosa wślizgnęła się pod kołdrę. Jedną ręką objął ją w tali, a drugą położył nad głową. Po krótkiej chwili oboje byli już pogrążeni we śnie.

~*~

Amy siedziała już w kuchni, popijając kawę, gdy do pomieszczenia wszedł Chaz.
-I jak się czujesz?-spytała.
-Jak gówno.-odpowiedział, wyjmując z zamrażarki woreczek z lodem.
-Może powinieneś pójść na policję?
-I co im powiem? Że kto mnie pobił, duch?
Dziewczyna spuściła wzrok na gazetę.
-Ej, nie obrażaj się.-złapał ją za rękę-Po prostu wiesz co o tym myślę.
Uśmiechnęła się słabo i wróciła do zakreślania kolejnych pozycji.
-Szukasz pracy?
-Muszę. Nie mamy za co zapłacić rachunków, a przecież trzeba tez za coś kupić jedzenie.
-To może ja mógłbym iść za ciebie?
-Daj spokój, wy macie zespół. A ja i tak siedzę całymi dniami w domu.
-No ale...-rozmowę przerwał dzwoniący telefon-Odbiorę.
Chester podszedł do małego stolika i sięgnął po słuchawkę. W jego uszach rozbrzmiał znajomy głos
pół-Japończyka.
-Ch... Chester?
-O co chodzi?
-Mógłbym się u was zatrzymać na jakiś czas.
-No myślę, że tak, ale co się stało? Brzmisz jakoś dziwnie.
-W moim domu wybuchł pożar. Wszystko spłonęło.

~*~

Jeszcze na koniec dodam, że chyba odzyskałam wenę. :D