Jejuśku, przepraszam was bardzo. Wena wróciła, ale czasu brak. Trochę mi się w życiu poprzestawiało. Wybaczycie? Postaram się wszystko nadrobić do końca tygodnia. Ale teraz już tak naprawdę się postaram. Tak więc brace yourself, Mary is coming! (może)
środa, 17 września 2014
wtorek, 5 sierpnia 2014
Part 19
Internecie, wróciłam! Po długiej przerwie, ale jestem.
Pozdrawiam, TheMaryy347.
________________
Cała szóstka siedziała w pokoju na piętrze i rozmyślała nad nowymi piosenkami. Pomysłów mieli tyle samo, co czasu, bardzo mało. Do kolejnego koncertu zostało pięć dni. Jeśli mieliby zagrać nowe utwory, musieliby się ich najpierw nauczyć. Potem je przećwiczyć i ewentualnie coś poprawić. A to oznacza, nieustające próby i brak czasu dla bliskich.
Mike przeleciał wzrokiem po pomieszczeniu, spoglądając na każdego z członków zespołu. Na ich twarzach malowało się widoczne zmęczenie i brak chęci do czegokolwiek.
-Chłopaki, możecie już iść.-sapnął, opadając na fotel.
-Ale... Dlaczego?-spytał zdziwiony Delson.
-To nie ma sensu, nic nie wymyślimy. Zrobię setlistę z tego co mamy i jutro dam wam znać co dalej. Naprawdę, idźcie. Marnujecie tu swój czas.
Wstali wszyscy, tylko nie Chester. Spokojnie siedział i czekał aż reszta opuści pomieszczenie. Gdy już to zrobili, domknął za nimi drzwi i usiadł koło Mike'a.
-Stary, co jest? Zawsze starałeś się robić wszystko, żeby wymyślić coś nowego, a teraz odpuszczasz? To nie w twoim stylu.
-Ja po prostu zaczynam zdawać sobie sprawę, że to nie jest takie proste jak mi się wydawało. Zazwyczaj pisanie tekstów przychodziło mi ot tak, a dzisiaj przez trzy godziny udało nam się wymyślić tylko jedną zwrotkę. Straciłem już swój zapał.
Chester pokiwał głową.
-Masz jakieś swoje stare zapiski?
-Szafa pod ścianą, górna półka.
Chaz podszedł do regału i sięgnął po kartki. Czytając słowa na nich zapisane, powoli wracał na swoje miejsce.
-Z tego i tak nic nie będzie, są gówno warte.-rzucił zrezygnowany Mike.
-Wcale nie.
-Daj spokój, pisałem to dawno temu. To się nie nada.
-Nie pierdol. Patrz-wskazał na kawałek tekstu-to powtórzymy dwa razy, żeby piosenka była dłuższa. Ja dopiszę refren, a to co dzisiaj napisaliśmy nada się na drugą zwrotkę. I już!
Mike spojrzał na niego zdziwiony. Po chwili poklepał go po plecach i powiedział:
-Wiesz co, gdybym nie był hetero, to bym cię przytulił. Dzięki.-posłał mu serdeczny uśmiech.
~*~
Brad wszedł do domu i rzucił bluzę na kanapę. Wchodząc do kuchni zastał Amy siedzącą na krześle i przeglądającą jakieś kartki. Zajrzał jej przez ramię, aby zobaczyć co to. Rachunki. Cała sterta. Chłopak położył rękę na jej ramieniu, a ta wzdrygnęła się i szybko odwróciła głowę w jego stronę. Widocznie musiała go nie zauważyć.
-Co z tym zrobimy?-spytała łamiącym się głosem.
-Zapłacimy.
-Czym? Jest tego za dużo, wiesz o tym. Nawet gdybym poszła do pracy...
-Ty i praca?-przerwał jej-Przecież ty nawet nie skończyłaś szkoły, nigdzie cię nie przyjmą.
-Dostaliście pieniądze za koncert, tak? Ja trochę zarobię, zapłacą wam za kolejny występ, Chester się dołoży i jakoś nam się uda. Musi nam się udać.-powiedziała, wycierając załzawione oczy.
-Nie płacz, nie ma o co.-pocieszał ją, chociaż wiedział, że nie będzie łatwo.
~*~
Na dworze panował już półmrok, a jedynym źródłem światła były przydrożne latarnie, rozstawione w zbyt dużej odległości, by całkowicie oświetlić chodnik. Chłodny wiatr owiewał twarz Chestera, powoli zmierzającego w stronę domu. Chłopak naciągnął kaptur na głowę, aby chociaż trochę osłonić się przed wiatrem. Co chwilę spoglądał za siebie, tak, jakby obawiał się, że ktoś go śledzi. Tylko po co? Oj, Bennington, chyba za bardzo panikujesz. Powiedział do siebie w myślach, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Nagle zrobiło się jeszcze zimniej. Po plecach przeszedł go dreszcz, a na twarzy poczuł pierwsze krople deszczu. Szczelniej dopiął zamek bluzy i włożył ręce do kieszeni. Skręcił w jedną z uliczek, przyspieszając trochę chód. Odwrócił się za siebie, a gdy z powrotem spojrzał w przód, coś zastawiło mu drogę. Poczuł silne uderzenie w brzuch. Zgiął się w pół, przy okazji unikając kolejnego uderzenia. Napastnik przycisnął go do ceglanej ściany i zadawał mu kolejne ciosy, tym razem w twarz. Czuł metaliczny posmak krwi zmieszany ze śliną i własnymi łzami. Gdy osunął się po murze, dostał jeszcze porządnego kopniaka w brzuch.
-Pamiętaj, że z nami się nie zaczyna.-usłyszał gdzież za sobą.
~*~
Resztkami sił przywlekł się pod dom. Szarpnął za klamkę, ale drzwi się nie otworzyły. Zapukał do drzwi i miał nadzieję, że otworzy mu je Brad, a nie Amy. Nie chciał, żeby widziała go w takim stanie. Drzwi się otworzyły, a Benninton wpadł prosto w jej ramiona. Przerażona dziewczyna wydała z siebie stłumiony krzyk i od razu pomogła Chesterowi przedostać się do salonu. Zdjęła z niego zakrwawioną bluzę i okryła go kocem. Poszła do kuchni, wracając z apteczką. Usiadła obok niego i zaczęła przemywać mu twarz.
-Kto ci to zrobił?-spytała ze łzami w oczach.
-Nie wiem.-powiedział cicho, prawie niesłyszalnie.
-Dlaczego ty zawsze musisz wracać tak późno? Miałam przeczucie, że coś się stanie... Czekałam tu na ciebie cały czas.
-Przecież już jestem.
-Chester, to jest poważna sprawa.
-Kilka obdrapań i nic więcej, nie przesadzaj.-spróbował wstać, ale szybko tego pożałował.
-Nie wstawaj, idioto!-powstrzymała go ruchem ręki i wróciła do zakładania opatrunku-Daj sobie pomóc.
-Amy, to nic takiego. Ja naprawdę...
-Tak, tak. Czujesz się lepiej...-przerwała mu-Zrozum, nie zostawię cię tak.
-Ale nie musisz się tak martwić. Dałbym sobie radę sam.
-Mhm, już to widzę.-powiedziała sarkastycznie-A martwię się, bo cię kocham.-dodała i cmoknęła go w policzek.
-Ja ciebie też.-objął ją ramieniem i lekko przytulił. Z pewnością zrobiłby to mocniej, ale nie miał już siły.
Amy pomogła mu dojść do sypialni i się położyć. Przyniosła mu do pokoju szklankę wody i już miała wychodzić, gdy poczuła, że coś chwyta ją za dłoń. Spojrzała na Chestera, a ten kiwnął głową, dając jej znak, żeby położyła się obok niego. Chłopak z trudem się przesunął, a rudowłosa wślizgnęła się pod kołdrę. Jedną ręką objął ją w tali, a drugą położył nad głową. Po krótkiej chwili oboje byli już pogrążeni we śnie.
~*~
Amy siedziała już w kuchni, popijając kawę, gdy do pomieszczenia wszedł Chaz.
-I jak się czujesz?-spytała.
-Jak gówno.-odpowiedział, wyjmując z zamrażarki woreczek z lodem.
-Może powinieneś pójść na policję?
-I co im powiem? Że kto mnie pobił, duch?
Dziewczyna spuściła wzrok na gazetę.
-Ej, nie obrażaj się.-złapał ją za rękę-Po prostu wiesz co o tym myślę.
Uśmiechnęła się słabo i wróciła do zakreślania kolejnych pozycji.
-Szukasz pracy?
-Muszę. Nie mamy za co zapłacić rachunków, a przecież trzeba tez za coś kupić jedzenie.
-To może ja mógłbym iść za ciebie?
-Daj spokój, wy macie zespół. A ja i tak siedzę całymi dniami w domu.
-No ale...-rozmowę przerwał dzwoniący telefon-Odbiorę.
Chester podszedł do małego stolika i sięgnął po słuchawkę. W jego uszach rozbrzmiał znajomy głos
pół-Japończyka.
-Ch... Chester?
-O co chodzi?
-Mógłbym się u was zatrzymać na jakiś czas.
-No myślę, że tak, ale co się stało? Brzmisz jakoś dziwnie.
-W moim domu wybuchł pożar. Wszystko spłonęło.
~*~
Jeszcze na koniec dodam, że chyba odzyskałam wenę. :D
wtorek, 8 lipca 2014
Part 18
Wracam po dłuższej przerwie. Rozdział trochę wymuszony, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Pozdrawiam, TheMaryy347!
______
Chester poczuł szarpnięcie za ramię. Gdy tylko otworzył oczy, ujrzał przed sobą uśmiechniętą twarz Shinody. Rozejrzał się po salonie i szybko przypomniał sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego zaspanej twarzy.
-Chodź ze mną, mam pomysł.-powiedział z entuzjazmem.
Zdezorientowany Chaz powoli wstał, uważając by nie obudzić przy tym Amy i powędrował za Mikem do kuchni.
-Gdzie są chłopaki?-spytał blondyn, siadając na taborecie.
-Poszli już do domu.-odpowiedział, wstawiając wodę na kawę.
Chester przypatrywał się energicznym ruchom pół-Japończyka.
-Em... Mike?-przerwał w końcu ciszę.
Ten mruknął mu tylko w odpowiedzi.
-Dlaczego ty masz niebieskie włosy?-spytał, próbując powstrzymać śmiech.
-Co?!-wykrzyknął zdziwiony, upuszczając talerz, który trzymał w rękach.
Chaz zwijał się ze śmiechu, trzymając się za brzuch.
-Nie, nie, nie, nie.-powtarzał Mike, podchodząc do lustra. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
-Dobra, to ile ci za to zapłacili?-spytał rozbawiony Chaz, opierając się o ścianę.
Mike spiorunował go wzrokiem i złapał się za głowę.
-Przecież to miał być słoneczny blond, co się stało?-spojrzał błagalnym wzrokiem na kolegę.
-Nie mam pojęcia, Spike. Chociaż jakby się tak dokładnie przyjrzeć, to wyglądają dość naturalnie. Pasuje ci.
Mike palnął się z otwartej dłoni w czoło.
-Dobra, to jest teraz nieważne. Wracamy do kuchni.
~*~
Anna i Amy siedziały w salonie, nasłuchując dźwięków, które dochodziły z kuchni. Na przemian słychać było, że coś upada, a potem przekleństwa, wychodzące z ust obu chłopaków. Dziewczyny spojrzały na siebie trochę rozbawione.
-Idę im pomóc.-rzuciła Amy.
-Siedź.-powstrzymała ją ruchem ręki-Przecież to miała być niespodzianka.-uśmiechnęła się do niej.
-Trochę się o nich boję, siedzą tam już przeszło półtorej godziny.
-Oj nie stresuj się tak. Niech w końcu zrobią coś sami.
Nagle drzwi się otworzyły, a w przejściu stanął Mike.
-Dobra, możecie już wejść.-powiedział, wycierając ręce w fartuch.
Gdy już weszły do pomieszczenia ich oczom ukazał się niecodzienny widok, a nozdrza dobiegł zapach świeżo parzonej kawy.
Na drewnianym stole, przykrytym obrusem w kratkę, stały cztery talerze z apetycznie wyglądającym posiłkiem. Do ozdobnych filiżanek rozlany został ciepły napój, a dopełnieniem wszystkiego był malutki wazon z pachnącymi kwiatami, stojący na środku stolika. Cała sceneria wyglądała jak wyjęta z jakiejś Hollywoodzkiej produkcji. Smaczne, domowe jedzenie, święty spokój i dwóch przystojnych mężczyzn. Czego chcieć więcej?
Postarali się. Pomyślały obie i usiadły na swoje miejsca. Śniadaniu towarzyszyły wesołe rozmowy i docinki na temat nowej fryzury Shinody. Sam nawet nie wiedział, co go skusiło, żeby to zrobić. Czyżby był aż tak bardzo pijany? W sumie nieważne, przecież było co świętować. W końcu im się udało. Im, jako całemu zespołowi. Niedługo kolejny koncert, przydałoby się dorobić nowy materiał. Chyba trzeba zwołać kolejne zebranie.
~*~
Para weszła do budynku, mocno trzymając się za ręce. Podeszli do kontuaru, za którym siedziała starsza pani w garsonce.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-wyrecytowała znaną na pamięć formułkę.
-Chcielibyśmy zrezygnować z terapii.-spojrzeli na swoje uśmiechnięte twarze.
Widać było, że ich rozmówczyni bardzo się zaciekawiła tym faktem.
-Imię?
-Chester Bennington i Amy Turner.
Kobieta poprawiła coś w komputerze,a potem dała do podpisania jakieś papierki. Oboje podpisali się w wyznaczonym miejscu i jak najszybciej opuścili budynek, pozostawiając za sobą wszystkie złe wspomnienia.
Resztę dnia spędzili na oglądani telewizji, piciu herbaty i przedrzeźnianiu się nawzajem. Towarzyszyła temu wszystkiemu przyjemna atmosfera. Uczucie ciepła i zrozumienia. Jeszcze nigdy nie czuli się tak dobrze. Odeszły wszystkie smutki i zmartwienia. Teraz już nic nie stało im na przeszkodzie do rozpoczęcia normalnego życia. Z normalnymi problemami i troskami. Mogli zacząć od początku. A mając siebie obok, mogą zajść bardzo daleko. Teraz, gdy leżeli na kanapie i wspominali wszystkie ciekawe momenty z ich życia, czuli się jak stare, dobre małżeństwo. Bo pomimo tego, że dopiero teraz zdecydowali się ujawnić swoje uczucia, one były w nich od samego początku, a wszystkie wydarzenia z przeszłości utwierdziły ich w przekonaniu, że prawdziwa miłość pokona wszystko.
Pozdrawiam, TheMaryy347!
______
Chester poczuł szarpnięcie za ramię. Gdy tylko otworzył oczy, ujrzał przed sobą uśmiechniętą twarz Shinody. Rozejrzał się po salonie i szybko przypomniał sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego zaspanej twarzy.
-Chodź ze mną, mam pomysł.-powiedział z entuzjazmem.
Zdezorientowany Chaz powoli wstał, uważając by nie obudzić przy tym Amy i powędrował za Mikem do kuchni.
-Gdzie są chłopaki?-spytał blondyn, siadając na taborecie.
-Poszli już do domu.-odpowiedział, wstawiając wodę na kawę.
Chester przypatrywał się energicznym ruchom pół-Japończyka.
-Em... Mike?-przerwał w końcu ciszę.
Ten mruknął mu tylko w odpowiedzi.
-Dlaczego ty masz niebieskie włosy?-spytał, próbując powstrzymać śmiech.
-Co?!-wykrzyknął zdziwiony, upuszczając talerz, który trzymał w rękach.
Chaz zwijał się ze śmiechu, trzymając się za brzuch.
-Nie, nie, nie, nie.-powtarzał Mike, podchodząc do lustra. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
-Dobra, to ile ci za to zapłacili?-spytał rozbawiony Chaz, opierając się o ścianę.
Mike spiorunował go wzrokiem i złapał się za głowę.
-Przecież to miał być słoneczny blond, co się stało?-spojrzał błagalnym wzrokiem na kolegę.
-Nie mam pojęcia, Spike. Chociaż jakby się tak dokładnie przyjrzeć, to wyglądają dość naturalnie. Pasuje ci.
Mike palnął się z otwartej dłoni w czoło.
-Dobra, to jest teraz nieważne. Wracamy do kuchni.
~*~
Anna i Amy siedziały w salonie, nasłuchując dźwięków, które dochodziły z kuchni. Na przemian słychać było, że coś upada, a potem przekleństwa, wychodzące z ust obu chłopaków. Dziewczyny spojrzały na siebie trochę rozbawione.
-Idę im pomóc.-rzuciła Amy.
-Siedź.-powstrzymała ją ruchem ręki-Przecież to miała być niespodzianka.-uśmiechnęła się do niej.
-Trochę się o nich boję, siedzą tam już przeszło półtorej godziny.
-Oj nie stresuj się tak. Niech w końcu zrobią coś sami.
Nagle drzwi się otworzyły, a w przejściu stanął Mike.
-Dobra, możecie już wejść.-powiedział, wycierając ręce w fartuch.
Gdy już weszły do pomieszczenia ich oczom ukazał się niecodzienny widok, a nozdrza dobiegł zapach świeżo parzonej kawy.
Na drewnianym stole, przykrytym obrusem w kratkę, stały cztery talerze z apetycznie wyglądającym posiłkiem. Do ozdobnych filiżanek rozlany został ciepły napój, a dopełnieniem wszystkiego był malutki wazon z pachnącymi kwiatami, stojący na środku stolika. Cała sceneria wyglądała jak wyjęta z jakiejś Hollywoodzkiej produkcji. Smaczne, domowe jedzenie, święty spokój i dwóch przystojnych mężczyzn. Czego chcieć więcej?
Postarali się. Pomyślały obie i usiadły na swoje miejsca. Śniadaniu towarzyszyły wesołe rozmowy i docinki na temat nowej fryzury Shinody. Sam nawet nie wiedział, co go skusiło, żeby to zrobić. Czyżby był aż tak bardzo pijany? W sumie nieważne, przecież było co świętować. W końcu im się udało. Im, jako całemu zespołowi. Niedługo kolejny koncert, przydałoby się dorobić nowy materiał. Chyba trzeba zwołać kolejne zebranie.
~*~
Para weszła do budynku, mocno trzymając się za ręce. Podeszli do kontuaru, za którym siedziała starsza pani w garsonce.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-wyrecytowała znaną na pamięć formułkę.
-Chcielibyśmy zrezygnować z terapii.-spojrzeli na swoje uśmiechnięte twarze.
Widać było, że ich rozmówczyni bardzo się zaciekawiła tym faktem.
-Imię?
-Chester Bennington i Amy Turner.
Kobieta poprawiła coś w komputerze,a potem dała do podpisania jakieś papierki. Oboje podpisali się w wyznaczonym miejscu i jak najszybciej opuścili budynek, pozostawiając za sobą wszystkie złe wspomnienia.
Resztę dnia spędzili na oglądani telewizji, piciu herbaty i przedrzeźnianiu się nawzajem. Towarzyszyła temu wszystkiemu przyjemna atmosfera. Uczucie ciepła i zrozumienia. Jeszcze nigdy nie czuli się tak dobrze. Odeszły wszystkie smutki i zmartwienia. Teraz już nic nie stało im na przeszkodzie do rozpoczęcia normalnego życia. Z normalnymi problemami i troskami. Mogli zacząć od początku. A mając siebie obok, mogą zajść bardzo daleko. Teraz, gdy leżeli na kanapie i wspominali wszystkie ciekawe momenty z ich życia, czuli się jak stare, dobre małżeństwo. Bo pomimo tego, że dopiero teraz zdecydowali się ujawnić swoje uczucia, one były w nich od samego początku, a wszystkie wydarzenia z przeszłości utwierdziły ich w przekonaniu, że prawdziwa miłość pokona wszystko.
piątek, 13 czerwca 2014
Part 17
Chyba nawet jestem z niego zadowolona. Słusznie?
Pozdrawiam, TheMaryy347!
______
Weszli całą zgrają do domu Mike'a Przeciskając się przez wąskie drzwi. Gdy zobaczyli słodko śpiących chłopaków nie mogli wytrzymać ze śmiechu. Joe zaszedł kanapę od tyłu, reszta schowała się za fotele i czekała na sygnał. Gdy tylko Koreańczyk dał znać, wszyscy wrzasnęli wyskakując z kryjówek. Chaz i Mike momentalnie się obudzili i oboje spadli z kanapy. Podczas gdy Mike starał się uspokoić oddech, Chaz tak bardzo się wystraszył, że jeszcze przez chwilę nie mógł się opanować i siedział na podłodze z nieobecnym wzrokiem. Gdy tylko śmiechy przycichły, wszystkie oczy zwrócone zostały na niego.
-Nic mu nie jest?-spytał Brad ocierając łzy i cały czas jeszcze cicho chichocząc.
-Chyba serio się wystraszył.-stwierdził Rob.
-Halo, Chester!-Dave pomachał mu dłonią przed twarzą.
Zero reakcji.
-No ładnie, zawiesiliście Chestera.-powiedział z wyrzutem Mike, otrzepując spodnie.
Wszyscy stali i spoglądali na siebie ze strachem w oczach.
-Wy debile! Chcieliście żebym dostał zawału?!-wrzasnął nagle.
-Też się cieszymy, że już jesteś, Chaz.
-Joe, ja mogłem umrzeć!
-Ale jeśli nie zrobimy próby, to umrze nasza nadzieja na rozgłos, więc zbierać dupy i idziemy na górę!-rzucił Mike zbierając kartki z tekstami ze stolika.
Wszyscy posłusznie udali się na piętro i rozsiedli wygodnie.
-Jak zwykle idealny porządek.-zażartował Dave.
Chwilę jeszcze czekali na Shinode, a gdy już przyszedł rozdał im kartki i dał im chwilę czasu.
-I co o tym myślicie?
Wszyscy zareagowali pozytywnie. Chwalili chłopaków za ich twórczość i nawet niewiele brakowało, a poszliby w końcu na nowo wynajętą salę prób, ale Joe zrobił się głodny i spędzili dwie godziny na przygotowywaniu jedzenia. Oczywiście nie obyło się bez obrzucania się jedzeniem. Potem Mike musiał namawiać ich przez pół godziny do sprzątania, ale w końcu mu się to udało i trochę tam ogarnęli. W międzyczasie Brad znalazł jakiś film w telewizji i zaczęli go oglądać. No tak, zanim zorientowali się, że zapomnieli o próbie nikt już nie miał na nią ochoty. Postanowili, że każdy w domu przećwiczy sobie swoje partie i uda im się jutro zagrać. Rozeszli się do domów, a gdy już cały dom był pusty, Mike wybrał numer do Anny i starał się do niej dodzwonić. Nikt nie odbierał. Zasnął z myślą, że już nigdy może jej nie zobaczyć.
~*~
Dziewczyna leżała na łóżku z głową wśród poduszek. Starając się tłumić szloch, dławiła się własnymi łzami. Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego jest w tak kiepskim stanie. Po prostu nie mogła już dłużej wytrzymać i musiała dać upust emocjom. Wszystkie ostatnie wydarzenia kumulowały się w niej i sprawiały, że niosła na swoich barkach ogromny ciężar. Czuła dziwny ucisk w sercu, bliżej nieokreślone uczucie. Pomieszanie złości, rozpaczy i nadziei. To uczucie nie było jej obce, można powiedzieć, że w pewien sposób się do niego przyzwyczaiła. To wszystko sprawiało, że miała dość.
W jednej chwili miała ochotę zniknąć z tego świata, ale w drugiej było już całkiem normalnie. A wszystko za sprawą jednej osoby, jaką był Chester. Potrafił ją pocieszyć i wspierać jak nikt inny, ale równocześnie za jego sprawą tak bardzo cierpiała. Kochała go za to, że był z nią w każdej chwili. Za to, że był dla niej taki czuły i naprawdę obchodziło go jej życie. Ale nienawidziła go, bo wydawało jej się, że psuje każdą próbę zbliżenia się do siebie. I chociaż podejrzewała, że on może czuć to samo, nienawidzi go. Ma do niego żal o wszystkie kłótnie, nieporozumienia i zadane rany. Ale czy można kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie?
Usłyszawszy szczęknięcie zamka, błyskawicznie się podniosła. Odwróciła głowę w stronę drzwi, odgarniając rude włosy z oczu. Wpatrzyła się w nie i czujnie nasłuchiwała.
Ktoś wszedł do pokoju obok. Po chwili usłyszała czyiś śpiew. No tak, Chester. Przecież on też tu mieszka... Dziewczyna podeszła bliżej ściany. Teraz wyraźniej słyszała każde słowo. Przypomniała sobie moment, gdy usłyszała go pierwszy raz. I tak samo jak wtedy do jej oczu zaczęły napływać łzy. Osunęła się po ścianie i podkuliła nogi. Ułożyła głowę na kolanach i zmęczona zasnęła w takiej pozycji. Ostatnią rzeczą jaką słyszała, był przyjemny głos chłopaka, pomagający jej zasnąć i odciąć się od świata chociaż na chwilę.
~*~
Dochodziła godzina 20:00. W małym, okolicznym klubie chłopaki rozkładali już swój sprzęt. A właściwie to tylko Joe. Wszystko inne było już na miejscu. Reszta siedziała w małym pomieszczeniu na tyłach lokalu. Pierwszy odezwał się Mike.
-Mam nadzieję, że ćwiczyliście w domu.-powiedział to, ale i tak był pewnie, że żaden z nich tego nie zrobił.
Reszta spojrzała tylko po sobie błagalnym wzrokiem. Mike z całej siły pacnął się w czoło.
-Chłopaki! To jest ważny występ. Wiecie ile ja zmarnowałem kartek na nasze plakaty? Ile ja się namęczyłem, żeby to wszystko zorganizować?
-Spokojnie, Mike. Jak tak dalej pójdzie, to w ogóle możemy nie zagrać.-stwierdził Phoenix.
-Niby dlaczego?-spytał oburzony.
-Bo nie ma Benningtona.-zauważył Rob, a Dave mu przytaknął.
-Powiedział, że musi jeszcze coś załatwić.-wyjaśnił Brad.
-Lepiej żeby w ogóle tu nie przychodził.-warknęła Amy stojąca z boku.
-Chłopaki, wchodzimy!-poinformował Joe, wychylając się zza drzwi.
Wszyscy razem wyszli zza kulis i weszli na podest, nazwany sceną. Było to po prostu pół metrowe podwyższenie, pozostałość po starych schodach. Amy stanęła z boku i przyglądała się wszystkiemu niechętnie. Bardzo chciała zobaczyć ich występ, ale dzisiaj nie miała ochoty kompletnie na nic.
Mike podszedł do mikrofonu i starał się opanować sytuację, dopóki nie zjawi się Chester.
-Em... Cześć.-zająknął się-Jesteśmy Linkin Park. Pewnie nas nie znacie, ale mam nadzieję, że nas polubicie. I wiem, że to nie ma sensu, ale musimy jeszcze trochę poczekać. Obiecuję, że będzie warto.-wymienił zdenerwowane spojrzenie z chłopakami, a potem wpatrywał się w drzwi wejściowe.
Szybkim ruchem ktoś otworzył drzwi. Na szczęście był to Chaz. Ściągnął bluzę i szybko wskoczyło na podest. Uśmiechnął się do Mike'a i dał mu znać, że już mogą zaczynać.
Zaczęli od Step Up. Przy pierwszych dziękach było już widać zainteresowanie u publiczności. Niektórzy kiwali głową, inni skupiali się bardziej na słowach i wypowiadali pojedyncze z nich. Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki Papercut, na twarzach widzów można było zauważyć podziw i zaciekawienie. Mocny głos Chaza doskonale pasował do rapu Mike'a, a chłopcy odwalili kawał dobrej roboty jeśli chodzi o tło muzyczne. Był to ich pierwszy koncert, ale nie byli spięci. Bawili się na scenie i nawet nie zauważyli kiedy ich czas sceniczny dobiegł końca. Ostatnią piosenką, jaką wykonywali było With You. Jeden ze wspólnych tworów Mike'a i Chestera. Dla obu był bardzo ważny, budził w nich wiele emocji. Ale podobał się nie tylko im. Garstka ludzi zebranych na sali rytmicznie wymachiwała rękoma. Żaden z nich nie spodziewał się, że wzbudzą taką sympatię u widzów. Wszystko szło genialnie, dopóki nie nadszedł czas na drugą zwrotkę Mike'a. Akurat w tym momencie dostrzegł stojącą pod ścianą Annę. Wpatrywał się w nią i całkowicie zapomniał o swojej partii. Z jego ust wychodziły tylko pojedyncze słowa, ale na szczęście Chester wspomógł go i udało im się dociągnąć utwór do końca. Gdy tylko instrumenty ucichły, a ludzie zaczęli klaskać Shinoda zszedł ze sceny i szedł prosto w kierunku dziewczyny. Mimowolnie przez uszy przechodził mu głos żegnającego się z publicznością Chestera. Nie zwrócił na to większej uwagi, nie mógł przegapić okazji żeby stracić znowu Annę, nic nie mogło go zatrzymać. Jakiś gość chciał mu nawet pogratulować, ale ten tylko odpędził go ruchem ręki i przedzierał się przez tłum. Gdy udało mu się wreszcie dostać do dziewczyny, przytulił ją do siebie. Poczuł, że łzy zbierają mu się w kącikach oczu. Starł je szybko i jeszcze mocniej przycisnął ją do siebie. Dziewczyna odwzajemniła uścisk, a po kilku sekundach spojrzeli sobie w oczy.
-Dlaczego mnie zostawiłaś?
-To nie tak!-zaprzeczyła szybko Anna.-Po prostu potrzebowałam przerwy.
-Czemu mi nic nie powiedziałaś? Martwiłem się o ciebie.
-To wszystko działo się za szybko. Znaliśmy się tak krótko... Ale teraz już wiem, że ja naprawdę cię kocham, Mike. Przez ten czas bardzo mi ciebie brakowało, wiesz? Obiecuję ci, że już nigdy tak nie zniknę.
Chłopak uśmiechnął się szczerze i pocałował swoją ukochaną. W tym samym momencie poczuł szarpnięcie za ramię. Z zabójczym wzrokiem odwrócił się i już był gotowy, aby nawrzucać temu, kto śmiał zakłócić tę chwilę.
-Chester! Co do kur...
-Ten pan chciał z tobą porozmawiać.-przerwał mu i wskazał dłonią na wysokiego mężczyznę w granatowej koszuli.
-To ty jesteś ten Spike Minoda?-w tym momencie zza jego pleców słychać było stłumione śmiech chłopaków.
-Mike Shinoda, tak.
-Może być. Słuchaj, Spike. Nie chcielibyście wystąpić za tydzień w moim pubie? Robicie niezłe show, potrzebuje takich ludzi.
Wszyscy zrobili wielkie oczy. Mike zastygł w bezruchu.
-Tak, oczywiście!-wtrącił wesoło Chester, odpychając Mike'a.
-Świetnie, tu macie adres i numer telefonu.-podał mu małą karteczkę.-Dzwońcie jak będziecie mieli jakieś pytania.-po tych słowach odszedł.
Wszyscy spojrzeli na siebie wzrokiem mówiącym "Fuck Yeah" i uśmiechając się do siebie maniakalnie.
-To co, Spike? Może mały afterek?-zaproponował Brad.
-Nie mów tak na mnie!
-Oj Spike, nie przesadzaj.-dogryzał mu Dave.
Shinoda zrobił obrażoną minę.
-Hm... Spike. Fajnie to brzmi.-przyznała Anna-Będę cię tak nazywać. Może chodźmy do nas, uczcimy to.
Wszyscy przystali na taką propozycję.
-Amy, idziesz z nami?-spytał Rob.
Dziewczyna spojrzała na nich obojętnym wzrokiem, ale jednak po chwili dołączyła do nich. Przez całą drogę trzymała się z tyłu. Nie chciała zwracać na siebie zbytniej uwagi Chestera.
~*~
Wszyscy siedzieli w ogrodzie popijając alkohol. Wesoło rozmawiali i wspominali dzisiejszy wieczór. Wszyscy bawili się dobrze poza Chesterem i Amy. Pech chciał, że musieli siedzieć akurat obok siebie. Byli jedynymi osobami, które nie piły, więc jeszcze trudniej było im nawiązać jakikolwiek kontakt. Nie spoglądali nawet na siebie, tylko siedzieli i od czasu do czasu uśmiechnęli się pod nosem, gdy ktoś powiedział coś śmiesznego. W końcu Chester nie wytrzymał i wyszedł bez słowa.
Przeszedł przez korytarz i zatrzymał się w salonie. Usiadł na kanapie i schował twarz w dłonie. Przetarł oczy ze zmęczenia i podparł rękoma brodę. Nagle usłyszał, że drzwi się otwierają, następnie kilka kroków, a potem poczuł, że ktoś usiadło obok niego. Doskonale wiedział, że to ona. Chociaż zdziwił się, że przyszła do niego.
-Chaz...-powiedziała cicho.
-Hm?
-Chciałam cię przeprosić.-powiedziała łamiącym się głosem.
W tym momencie nie wytrzymał. Spojrzał na nią. Nie mógł znowu pozwolić, żeby płakała. Tyle razy już to zrobił. Tyle razy zawinił, chociaż wcale tego nie chciał. Ale najważniejsze jest to, że dziewczyna to w końcu zrozumiała i sama postanowiła coś z tym zrobić.
-Cały czas zachowuję się jak idiotka. Nie doceniałam tego, jaki byłeś dla mnie dobry. Cały czas wszystko komplikuję. Tak bardzo chciałam cię zatrzymać przy sobie, że nie zauważyłam co się z nami dzieje. Czepiałam się wszystkiego, a ty mimo to byłeś przy mnie. Możesz mi nie wybaczyć, ale ja naprawdę nie chciałam cię zranić. Wiem ile przeze mnie cierpiałeś, ale ja nie chciałam. Jestem przewrażliwiona i głupia. Robię dziwne rzeczy i nigdy się nad nimi nie zastanawiam. A ty mimo to byłeś tu cały czas. Jesteś...-przerwała, starając się dobrać odpowiednie słowo-Jesteś, kurwa, idealny! Potrzebowałam kogoś takiego jak ty. Nadal potrzebuję.-spojrzała w jego oczy, oczekując reakcji.
Chester przytulił dziewczynę do siebie. Tak bardzo brakowało mu tego ciepła. Ciepła jej ciała i jej obecności. Jej głosu, gestów. A przecież nie rozmawiali ze sobą niecałe dwa dni. I właśnie w tym momencie uświadomił sobie, że nie mógłby wytrzymać bez niej reszty życia. I pomimo wszystkich jej wad, on ciągle przy niej trwał. Z miłości.
-Kocham Cię.-powiedział i pocałował ją w czubek głowy.
Dziewczyna podniosła się tak, aby dosięgnąć jego ust. Pocałowała go czule, splatając jego palce ze swoimi.
-Dziękuję ci za to, że jesteś.-szepnęła.
-Gdyby nie ty, nie byłoby mnie na tym świecie.
-Będziesz ze mną tu już zawsze?
-Na zawsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)