niedziela, 20 kwietnia 2014

Part 15


Wróciłam! Mam nadzieję, że się spodoba. Zanim przeczytacie, możecie zajrzeć do bohaterów, pojawił się ktoś nowy. ;) Za błędy przepraszam!
Pozdrawiam TheMaryy347!
______________

Dziewczyna powoli podniosła powieki. Wpadające przez okno słońce spowodowało, że musiała zmrużyć oczy. Zasłaniając je ręką, zmieniła pozycję na siedzącą. Poprawiła zsuniętą z ramiona bluzę i przeczesała dłonią włosy. Z nadgarstka zdjęła gumkę i splotła je w kucyk. Spokojnie rozejrzała się po pokoju. Nic się nie zmieniło, bałagan cały czas panował w pomieszczeniu. Posiedziała jeszcze chwilę na sofie, wsłuchując się w głosy, które rozchodziły się po mieszkaniu. Słychać było tylko telewizor i radio grające gdzieś u góry. Żadnych rozmów ani szmerów. Była sama. Wyłączyła telewizor i odrzuciła pilota na fotel, stojący naprzeciwko.
Leniwie wstała i odwiesiła bluzę Chaza na wieszak w korytarzu. Ciągle niewybudzona udała się do kuchni. Na stole stała szklanka z parująca herbatą, a obok przyklejono małą karteczkę. „Jesteśmy u Mike'a, wrócimy kiedyśtam, ale na pewno dzisiaj” Uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła kartkę. Upiła łyk napoju z kubka i poszła do swojego pokoju. Wyciągnęła z szuflady jakieś ubrania, nie miało dla niej znaczenia jakie. Potem poszła do łazienki. Odkręciła gorącą wodę i czekała, aż wanna się napełni. W tym czasie rozczesywała swoje długie włosy. Wszystkie przełożyła na jedno ramię, a te uczesane przekładała na drugie. Odłożyła szczotkę na półkę i zakręciła kurek. Włożyła najpierw jedną nogę, by sprawdzić stan wody. Gorąca, było idealnie. Powoli oblewała swoje szczupłe ciało wodą, żeby potem szybko się zanurzyć. Włosy przełożyła przez krawędź wanny i oparła o nią głowę. Przez jej ciało przelatywały przyjemne dreszcze. Ciepło rozchodziło się po całym ciele. W pomieszczeniu unosiła się woń świeczek o zapachu słodkich owoców. Tego było jej trzeba. Uwielbiała odprężać się w taki sposób. Mogła wtedy chociaż na chwilę odetchnąć od świata. To trochę jak narkotyk, tylko z tą różnicą, że dobrze wpływa za zdrowie. Amy zatkała nos i zanurzyła się całkowicie. Po kilku sekundach z powrotem wróciła na powierzchnię. Wróciła do poprzedniej pozycji i przyłożyła dłonie do twarzy. Wzięła kilka głębokich wdechów i ułożyła ręce na krawędziach. Gdy była już w pełni zrelaksowana, usłyszała dzwonek do drzwi. Cicho przeklęła pod nosem i natychmiast wyszła z wanny. Owinęła się szczelnie ręcznikiem, a włosy położyła na ramionach, by mniej zachlapać podłogę. Zbiegła na dół po schodach i uchyliła drzwi, żeby gość nie mógł jej zobaczyć. Wychyliła głowę zza drzwi i oniemiała z radości.

~*~

Szli obok siebie cały czas opowiadając sobie kawały i śmiejąc się z byle czego. Kolejny dowód na to, że Chester jest bardzo towarzyskim człowiekiem, tylko musi się oswoić i otworzyć przed ludźmi. Właśnie tego potrzebował. Kilku ludzi, którzy mu to pokażą. Tymi ludźmi, jak nie trudno się domyślić, byli Amy i Brad.
Żadne z nich nie wiedziało, skąd takie pozytywne nastawienie do drugiego, ale nie mieli najmniejszej ochoty się tym przejmować. Cieszyli się z tego. W końcu znaleźli prawdziwych przyjaciół. Nie takich udawanych, którzy są tylko na chwilę. Takich szczerych, którzy poszliby za drugim w ogień. Pomimo krótkiej znajomości śmiało mogli nazwać się przyjaciółmi. W głowie Chestera siedziało tylko jedno pytanie, czy reszta chłopaków też go polubi? Ma czasem swoje chimery, ale czy oni będą w stanie je zaakceptować? Przekonamy się.
-To tutaj.-oznajmił Brad-Jesteś gotowy?-spojrzał na niego i oczekiwał odpowiedzi.
Chaz kiwnął potwierdzająco głową. Weszli do środka.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła im się w oczy był kominek wbudowany w ścianę. Nad nim wisiał obraz własnoręcznie namalowany przez Michaela. Przedstawiał rodzinny dom Shinody. Rezydencja otoczona pięknymi drzewami i zadbanymi roślinami doskonałe wpasowywała się w urok pomieszczenia. Przed kominkiem stała wzorzysta kanapa w odcieniach beżu, a na niej leżało mnóstwo poduszek. Obok ustawiony był niski i podłużny stolik z ciemnego drewna. Leżały na nim książki, czasopisma i zapisane kartki papieru. Na jasnych ścianach wisiały lampki i półki, na których stały przeróżne figurki. Pomimo małych rozmiarów, wnętrze wydawało się być przestronne. Wszystkie elementy pasowały do siebie doskonale. Widać było w nich damską rękę. Mike może ma zmysł dekoratorski, ale tak przytulne i rodzinne pomieszczenie mogło być urządzone tylko przez kobietę.
-Hej!-krzyknął Mike schodząc ze schodów.
Przywitał się z nimi klepiąc przyjacielsko po plecach.
-Chodźcie do pracowni. Nie chcę, żeby Anna znowu się wkurzyła, że bałaganimy.-pokręcił głową przypominając sobie ostatnią kłótnię-Nie było fajnie...
Mike zgarnął ze stolika wszystkie kartki i udali się do pokoju na piętrze. Wchodząc po schodach podziwiali twory Mike'a. Na niebieskich ścianach wymalowane były czerwone i fioletowe wzory. Gdy weszli do pokoju, ujrzeli jeszcze większy bałagan niż na dole. W podłużnym pomieszczeniu było niewiele miejsca. Po prawej stronie stała mała komoda. Jej drzwiczki już od dawna się nie domykają. Wystawały z niej różne szkice i notesy. Na niej zaś znajdował się kubeł z pędzlami i rozwalające się pudełko farb. W rogu stała stara, zniszczona kanapa, a na niej leżała gitara. Pod oknem ustawione było drewniane biurko ubrudzone lakierem. Zasłony były zdjęte i rzucone w przeciwległy kąt pomieszczenia. Przy wschodniej ścianie postawiono zupełnie niepasującą półkę wypełnioną książkami, a o nią oparto płótna. Z sufitu zwisały wybrakowane modele samolotów. Shinoda wskazał im miejsce na sofie, a sam udał się do pokoju naprzeciwko. Wyjął kilka nowych kartek z szafki i wrócił do chłopaków.
-To możemy już zaczynać!-oznajmił, zacierając ręce.
-Nikt inny nie przyjdzie?-spytał zdziwiony Chaz.
-Skończył nam się okres wynajmu sali, a nie zmieścimy tu perkusji i wszystkich innych instrumentów.
-To co my będziemy robić?
-Najpierw chciałem zrobić próbę, żebyśmy zobaczyli, czy się zgrywamy. Potem pomyślałem, że to oczywiste i po prostu dam ci kilka tekstów. Przećwicz je sobie, popraw co chcesz.-mówiąc to, podszedł do zepsutej szafki i grzebał w kartkach-Nauczysz się tekstu, a potem zrobimy próbę. Pasuje piątek?-spytał, ale nie dał czasu na odpowiedź-Musi pasować.-wrócił na swoje miejsce.
-Dlaczego akurat piątek?-spytał zdziwiony Brad.
-Ach, no tak!-Michael uderzył się z otwartej dłoni w czoło-Zapomniałem wam powiedzieć. W sumie, to jeszcze tylko wy nie wiecie. Padniecie z wrażenia!-zaczął gestykulować energicznie.
-Mike!-wykrzyknęli razem, przerywając mu.
-Gramy nasz pierwszy koncert!-po tych słowach na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Co?! Kiedy?! Przecież ja nic nie umiem! Oszalałeś?!-Chaz złapał się za głowę.
-W tę sobotę gramy koncert w małym klubie niedaleko stąd.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?-spytał poddenerwowany Brad-Przecież dzisiaj jest czwartek! Dwa dni! Serio?
-Spokojnie. Wystarczy, że Chester nauczy się tekstu, a potem...
-A potem spędzimy cały dzień na próbie, tak Mike...-Brad wstał z kanapy i szybkim krokiem udał się w stronę wyjścia.
Chester pośpiesznie zebrał dane mu kartki i wyszedł za nim. Machnął tylko ręką na pożegnanie.
-Zadzwoń potem!-krzyknął Mike, ale w domu już nikogo nie było.
Zrezygnowany opadł na kanapę i złożył twarz w dłoniach, ciężko wydychając powietrze.

~*~

-Stary, co jest? Nie cieszysz się?-spytał, oddychając ciężko.
-Cieszę.-odpowiedział krótko i ukrył ustał w kołnierzu bluzy.
-No to co ci odbiło?!
-Lubię Mike'a, ale czasami mam go dość.
Szli chwilę w ciszy.
-Ciebie też zdenerwuje, i to jeszcze nie raz.
-Dalej nie wiem, dlaczego tak ostro zareagowałeś.
-Wkurza mnie to, że za wszelką cenę pragnie się wybić. Ja wiem, że to może być jedyna szansa, ale mógł chociaż to z nami uzgodnić.
-Ale... Wystąpisz z nami, nie?-spytał z obawą.
-Nie.
Chaz spojrzał na niego dużymi oczyma. Na ten widok Brad zaczął się głośno śmiać.
-Oczywiście, że tak, idioto.-uśmiechnął się serdecznie.
-To wcale nie było śmieszne.-powiedział z udawaną powagą.

*Kilkanaście kroków później...*

Już przy samych drzwiach dało się słyszeć śmiechy, gdy tylko się otworzyły, śmiech stał się głośniejszy. Oboje popatrzeli na siebie ze zdziwieniem.
-Ktoś tu nam świruje.-zażartował Chaz
Weszli w głąb domostwa. Na kanapie siedziała dwójka ludzi. W pierwszej chwili Chester pomyślał, że to kolejna koleżanka Amy. Po dłuższym przyglądaniu się stwierdził, że to jednak nie jest dziewczyna. Siedzieli po turecku twarzami do siebie. Amy ubrana w dziurawe jeansy i za duży, szary sweter przysłuchiwała się opowieścią swojego rozmówcy, popijając herbatę. Chłopak trzymał w ręku butelkę z piwem i wymachiwał nią energicznie.
-Temu panu już chyba dziękujemy.-Rzucił Chaz wchodząc do salonu i ściągając kurtkę.
-O, chłopaki!-Amy odłożyła filiżankę i wstała z kanapy-Matt, to jest Chester, ten od dragów. Chester, to jest Matt, kumpel ze szkoły.
Oboje spojrzeli na siebie pogardliwie.
-Zostanie u nas trochę dłużej, nie widziałam go od wieków!-poinformowała dziewczyna.
-Chyba śnisz!-odezwał się w końcu Brad.
-Oj nie przesadzaj. Tylko kilka godzin.
-Nic nie zepsuję.-wybraniał się chłopak.
Chester i Brad spojrzeli na niego z politowaniem.
-Chester!-brunet silnie złapał go za ramię-Narada rodzinna!-odciągnął go do kuchni-Sprawa ma się jasno. Nienawidzę wręcz tego kolesia! Jest bezczelny, nie ma żadnego wyczucia, ani nawet poczucia humoru!
-Włosy też ma lepsze...-sapnął Chaz.
-Też bym takie miał! Ale moje się nie prostują.-powiedział z żalem-Postarasz się go jakoś odciągnąć od Amy?
-Nie musisz mnie o to prosić dwa razy.
Przeszedł przez łukowate przejście i wykrzyczał radośnie:
-Obejrzymy jakiś film!-usiadł pomiędzy nich-Co wy na to? Wiedziałem, że się zgodzicie!-wziął pilota do ręki i włączył pierwszy lepszy kanał.
Przez półtorej godziny wpatrywał się na zmianę w Amy i Matt'a. Gdy tylko oczy mężczyzn się spotkały, jeden z nich od razu odwracał wzrok. Świdrowali się nienawistnymi spojrzeniami, w myślach przeklinając na siebie nawzajem. Gdy tylko Amy szturchała Chestera ramieniem, ten odwracał się do niej z uśmiechem i zapewniał, że nic się nie dzieje. Zaraz po tym powracał do poprzedniego zajęcia.
-Em, Chaz?-zająknęła się dziewczyna.
-Hm?-odmruknął zadowolony.
-Możemy pogadać?
-Zawsze!
-Ale nie tu.-wskazała oczami na piętro.
Udali się tak i od razu, gdy zniknęli z pola widzenia Matthew'a, zaczęli ostrą dyskusję.
-Możesz mi wytłumaczyć co to ma znaczyć?-spytała zdenerwowana, zaciskając ręce na swetrze.
-O co ci chodzi? Przecież ja nic nie robię!
-Nie ściemniaj! Widzę, że nie możesz się przemóc do niego, ale mógłbyś chociaż udawać!
-Udawałem miłego i widzisz co wyszło! Wydzierasz się na mnie, bo udawałem, ale każesz mi to robić! Geniusz!
-Przestań zgrywać debila! A może ty jesteś zazdrosny?! Wyobraź sobie, że oprócz ciebie mam też innych znajomych!
-Ja? Zazdrosny? Pff!-przerwał na chwilę- Teraz ty sobie wyobraź, że nie tylko ja go nie toleruję!
-Jakoś nikt inny nie wpierdalał się pomiędzy nas i nie był tak zajebiście miły jak ty!
-To idź i spytaj się Brada co o nim myśli. Powie ci dokładnie to samo, co ja. Ten facet to ostatni palant!
-Nawet go nie znasz!
-Ostatnio nawet ciebie nie poznaję.-powiedział i odszedł do swojego pokoju.
Amy została sama na korytarzu. Wpatrywała się w jeden punkt, dopóki nie usłyszała trzasku drzwi. Szybko otarła łzy rękawem i zeszła z powrotem do gościa.

~*~

I znowu to samo. Kłócimy się o głupoty. Dlaczego ja jestem taki głupi. Przecież to wszystko prawda. Nawet go nie znam, a tak pochopnie go oceniłem. Boję się o nią, a przez to krzywdzę ją jeszcze bardziej. Nawet nie wiedziałem, że tak się da. Znowu nie myślałem nad słowami. Powiedziałem za dużo, tak nie powinno być. Musze ją przeprosić.
Chester wyszedł z pokoju i powolnym, ociężałym krokiem podszedł do schodów. Lekko wychylił się zza ściany i zobaczył Amy i Matt'a przytulających się do siebie. I chociaż nie wiedział dlaczego, łzy napłynęły mu do oczu. Ścierał się szybko, żeby nikt przypadkiem nie zauważył. Zrezygnowany wrócił do pokoju. Powoli zamknął drzwi i nie odrywając wzroku od podłogi, zrobił kilka kroków. Szybko się obrócił i uderzył pięściami w ścianę z taką siłą, że aż spadło wiszące na niej zdjęcie. Szkło rozbiło się na kawałki, a ramka połamała w pół. Nie zważając na odłamki szkła, podszedł do fotografii i podniósł ją. Widniały na niej trzy osoby. On, Amy i Brad. Doskonale pamiętaj okoliczności powstania tego zdjęcia.

Zaraz po przeprowadzce udali się do miasta po małe zakupy. W jednym z centrum stała budka fotograficzna. Spontanicznie weszli do niej i zrobili sobie zdjęcie. Chester postanowił, że oprawi się i powiesi w swoim pokoju jako pamiątkę dania, w którym otrzymał nowy dom. Nową szansę. Szkoda tylko, że wszystko tak się potoczyło. Teraz leży na łóżku i znowu zatraca się w wesołych wspomnieniach. Ludzie w nich na pozór są mu bardzo bliscy, ale cały czas jeszcze odlegli.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Part 14


Coś mi ostatnio nie wychodzi.
Pozdrawiam TheMaryy347
___________________

Leżeli przytuleni na trawie i nawet nie myśleli o tym, żeby wstać. Pomimo wzmagającego wiatru było im ciepło. Ciepło, które emanowało z ich ciał pozwalało im się ogrzać. Głowa dziewczyny spoczywała na klatce piersiowej Chestera i unosiła się wraz z jego oddechem. Palce chłopaka zajmowały się przeczesywaniem włosów Amy. Uwielbiał bawić się jej włosami. Były miękkie i bardzo zadbane. Za każdym razem, gdy ich dotykał, czuł jakby pod palcami miał jedwab. Drugą rękę ułożył na plecach rudowłosej. Przesuwał ją powoli z góry na dół.
Kolejny raz odczuwali to dziwne ciepło. Ciepło, które wydobywało się ze środka, z duszy.  Oboje nie wiedzieli jak to opisać. To było coś, co trzyma ich ze sobą. Chęć wybaczenia i dalszej znajomości. To, że im na sobie zależy.
Chester teraz najchętniej wziąłby jej twarz w dłonie i złożył na jej ustach długi, namiętny pocałunek. Niestety coś go hamowało. Pewna obawa, że coś pójdzie nie tak. Na siłę starał sobie wmówić, że to nie może być miłość. Przecież tak krótko się znamy, nie wiemy o sobie praktycznie nic. To na pewno coś innego. Darzę ją po prostu sympatią, a to jeszcze nie jest miłość! Ale gdyby jednak łączyło nas to silne uczucie? Gdyby coś w pewien sposób pomogło nam się zbliżyć do siebie jeszcze bardziej. Jak mogłoby wyglądać nasze życie? Może zamieszkalibyśmy razem. Gdzieś, gdzie nie dotrze nikt inny. W naszym miejscu na ziemi. Naszym i tylko naszym. Damy sobie radę we dwoje, nie potrzebujemy nikogo. Byłoby tak pięknie. Spędzalibyśmy wieczory na dworze, patrząc w gwiazdy i rozmawiając o niczym. Chodzilibyśmy na długie spacery po lesie i nie przejmowali się tym, co dzieje się dookoła. Mielibyśmy wszystko w dupie. Liczyłaby się tylko ona i ja.
Tymczasem, gdy Chaz zatapiał się w marzeniach, Amy myślała zupełnie o czym innym.
Ciekawe jak Brad się trzyma. Pewnie jest mu teraz źle. Znowu zachowałam się jak egoistka. Powinnam zostać i z nim porozmawiać, ale nie! Jak zwykle myślałam tylko o sobie. Tak, przecież wszyscy muszą mnie ratować i pocieszać. Zachowuję się jak pieprzona księżniczka. Wszyscy muszą obok mnie latać i mi usługiwać, bo nie potrafię zadbać o swoje życie. To takie żałosne... I jeszcze ta wódka. Zachowałam się jak gówniara, ostatni debil. Pięknie sobie ze sobą radzę! Ech, znowu myślę o sobie. Powinnam postawić się wtedy na miejscu Brada. Na pewno go to dotknęło, znam go doskonale. Będzie się obwiniać, potem ja będę się martwić, a za to wszystko oberwie Chester. Biedny chłopak, zawsze obrywa mu się najbardziej. Wylewam w niego swoje żale, chociaż i tak nie chce ich słuchać, a potem ma jeszcze przez to problemy i musi latać za mną jak za złotym zniczem. To wszystko jest takie chore i niesprawiedliwe.
-Chyba musimy już iść. Zbiera się na deszcz.-wymruczał Chaz, podnosząc się powoli.
Dziewczyna pokiwała głową i próbowała wstać, opierając się rękami o pień drzewa. Chester zaśmiał się cicho.
-Z czego się śmiejesz? Aż tak źle mi to idzie?-zapytała, uśmiechając się lekko.
-Daj, pomogę ci.-wyciągnął do niej dłoń i uśmiechnął się szeroko.
Pomógł jej wstać i ruszył w kierunku domu. Zrobił kilka kroków i obejrzał się za dziewczyną. Amy nieudolnie stawiała kroki i starała się nie przewrócić.
-No tak, zapomniałem.-podszedł do niej i objął w tali.
-Dam sobie radę, umiem chodzić.-odparła i wytknęła język w stronę chłopaka.
-No właśnie widzę. Chodź.
Zrobili kilka kroków do przodu.
-Poczekaj!-krzyknęła dziewczyna.
-O czym zapomniałaś?
-O niczym, but mi się rozwiązał.-dziewczyna wyrwała się z objęć i schyliła się by zawiązać sznurowadła. Powoli i niezdarnie przekładała sznurki przez palce. Chester widząc jak się męczy, wzdychnął głośno.
-Chodź już, przecież się nie wywalisz.-powiedział, przewracając oczami.
-No już, prawie mam!
Chłopak pokręcił głową i wziął dziewczynę na ręce.
-Chodź, bo zaczyna padać.
Dziewczyna nie protestowała. Przekręciła się lekko, żeby było jej wygodniej i oplotła ręce wokół jego szyi. Niósł ją całą drogę, w międzyczasie zerkając na jej twarz.  Od połowy drogi już spała. Chyba bardzo się zmęczyła... A nie, przecież ona może spać całymi dniami. Na tę myśl uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Jakoś poradził sobie z otworzeniem drzwi i wszedł do salonu. Nogą poprawił koc i ułożył dziewczynę na kanapie. Chwilę na nią popatrzył i udał się pokoju gościnnego. Od jakiegoś czasu stał się on pokojem Chaza. Spał tam i spędzał tam większość czasu. Otworzył drzwi i ściągnął mokrą koszulkę. Rzucił ją na łóżko i drapiąc się po ramieniu podszedł do szafy. Wyciągnął byle jaką koszulkę i włożył ją na siebie. Wychodząc spojrzał tylko na łóżko. Posprząta się później. Odwrócił wzrok i zobaczył Brada zmierzającego w jego kierunku.
-Chester, możemy pogadać?
-Pewnie, o co chodzi?
-Ale nie tutaj. Chodź.-zaprowadził go do kuchni. Oboje usiedli przy stole.
-Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć.-przyznał-Jeszcze nikomu nie dziękowałem i czuję się jakoś dziwnie...
-Nie ma sprawy, nie musisz mi dziękować.
-Ale... Dlaczego ty to zrobiłeś? Nikt inny by tak nie zrobił!
-Czego się nie robi dla przyjaciół.-uśmiechnął się-To jedyne co przyszło mi do głowy. Wiedziałem, że poradzę sobie z nią lepiej niż ty.
-Naprawdę ci dziękuję. Jakoś ci to wynagrodzę!
-Nie trzeba. wystarczy mi, że pozwalacie mi tu mieszkać.
Cała trójka tworzyła zgraną paczkę. Chester jeszcze z nikim nie dogadywał się tak dobrze. Zawsze stronił od ludzi. Nie chciał pakować się w nieznane towarzystwo. Nigdy się nie narzucał i wolał zostawać w cieniu. Czuł się pewnie dopiero w dobrze znanej grupie. Ale przy Bradzie i Amy czuł się swobodnie. Wiedział, że może na nich polegać i że zrobią dla niego wszystko. Zastanawiał się tylko, czy z resztą chłopaków będzie dogadywał się tak dobrze.
-A właśnie, miałem ci powiedzieć!-krzyknął Brad, energicznie wstając z miejsca-Mike chciał zrobić próbę, mamy spotkać się jutro u niego.
Chester mruknął cichą odpowiedź do wychodzącego Brada. No cóż, będę miał okazję się przekonać...
_____________

Przepraszam, że musieliście czekać. I że jest taki krótki. Jakoś ostatnio trudno mi się zebrać i cokolwiek naskrobać dla was. PrzepraszamPrzepraszamPrzepraszamPrzepraszamPrzepraszamPrzepraszam. Nie mam czasu na spację, muszę iść się uczyć. Do następnego! A będzie niedługo!

wtorek, 11 marca 2014

Part 13


Pechowa 13, następny będzie lepszy!
Pozdrawiam TheMaryy347!
_________________

Znowu to robi. Znowu ucieka przed problemami. Doskonale wie, że tym sposobem sprawia, że stają się jeszcze większe. Ona zwyczajnie nie potrafiła na spokojnie rozwiązywać problemów i podejmować decyzji. Od zawsze była porywcza i nieprzewidywalna.
Biegnie przed siebie. Kiedyś już tak było, prawda? Tak, ale wtedy miała większy problem. Przecież to nic wielkiego. Chester zdradził tylko sekret i złamał obietnicę, to nic złego. Próbowała okłamywać siebie, ale nie udawało się jej to. Była słaba. Nawet błahostka potrafiła ją bardzo poruszyć. Każdy problem trafiał do niej ze zdwojoną, albo potrojoną siłą. I znowu nie może się opanować. Nie zwraca uwagi na przechodzących ludzi, jadące samochody. Przebiegła przez środek drogi i zatrzymała się przy jednym z budynków po drugiej stronie ulicy. Zsunęła się po ścianie budynku i skulona usiadła obok drzwi. Nie na długo, zaczerpnęła trochę powietrza, otarła oczy i podpierając się ręką o ceglaną ścianę, powoli wstała. Odgarnęła włosy z twarzy i włożyła rękę do kieszeni jej starej kurtki. Wyczuła monety, kilka papierków i jakiś żeton. Wyjęła pieniądze i policzyła je. Uśmiechnęła się lekko i otworzyła drzwi budynku przy którym stała. Powoli weszła do środka. Podeszła do lady za którą stała kobieta z lekko siwiejącymi włosami. Drżącą, zmarzniętą ręką położyła gotówkę na blacie i rzuciła ciche: To co zawsze.
Sklepowa pokiwała głową i sięgnęła po jedną z butelek stojącą na regale. Owinęła ją papierem i podała dziewczynie. Ta podziękowała ruchem głowy i schowała szkło pod kurtką. Wyszła ze sklepu, rozejrzała się i po chwili zniknęła za rogiem.
*
Chester szybkim krokiem wyszedł z domu i zapinając swoją granatową bluzę, zaczął rozglądać się za dziewczyną. Minął już kilka domów, ale nadal jej nie widział. Zatrzymał się i obrócił dookoła uważnie przyglądając się każdemu budynkowi. Jest! Drobna, rudowłosa dziewczyna ubrana w czarne spodnie, za dużą koszulę w kratę i poszarpaną kurtkę wychodząca ze sklepu, to musi być ona. Pobiegł ile sił w nogach w jej kierunku, nie może jej teraz stracić. Wpadł na ulicę, cudem udało mu się uniknąć wypadku. Przeprosił kierowcę i pobiegł za Amy. Minął już sklep w którym była i znowu ją zgubił. Zaklął cicho i uderzył pięścią w ścianę. Wziął kilka głębokich wdechów i nagle go oświeciło.
Chester wpadł do sklepiku i przepchał się przez kolejkę. W tle dało się słyszeć oburzenie klientów.
-Gdzie ona poszła?!-spytał nerwowo opierając ręce o blat.
-Nie wiem! Proszę wyjść, bo zadzwonię po policję!-odpowiedziała przestraszona kobieta.
Aż tak strasznie wyglądam?
Fakt, wysoki, zdenerwowany facet z mnóstwem tatuaży i kolczykiem mógł wyglądać groźnie. No ale żeby aż tak? Hmm... To pewnie przez te glany i podarte spodnie.
-Co kupowała?
-Wódkę 0,5. Proszę już wyjść!-krzyknęła wystraszona.
-Dziękuję-powiedział na odchodne i wyszedł trzaskając drzwiami.
 Owładnęło go uczucie bezradności. To było jak szukanie pieprzonej igły w stogu siana. Tylko, że ta igła była dla niego ważna. Próbował już wszystkiego, wypytywał przechodniów, ale oni albo odprawiali go ruchem ręki albo o niczym nie wiedzieli. Po prawie godzinie szukania był już strasznie zmęczony. Zrezygnowany Chaz szedł środkiem chodnika, prosto przed siebie. Nie wiedział gdzie idzie, nie znał tej okolicy. Wszedł na teren małego parku. Opadł na ławkę i wbił wzrok w niebo. Coś kazało mu obrócić się za siebie. Spojrzał przez ramię, ale zaraz odwrócił się z powrotem i spojrzał na czubki swoich butów. Ej! Odwrócił się znowu, tym razem dynamiczniej. Ujrzał ją siedzącą pod jednym z drzew. Jej rude włosy powiewały na wietrze, a usta drżały.
 Przyzwyczaiła się do bycia własną ochroną, ale teraz potrzebowała kogoś, kto powie ,,wszystko będzie dobrze". Chociaż wiedziała, że tak nie będzie. Dlaczego właśnie tą osobą mógłby być Chester? Ten, przez którego teraz płacze. Ona pokładała w nim jedyną nadzieję. Wydawało jej się, że jest dla niego kimś ważnym. Jeśli ktoś jest dla nas ważny nie zdradza się jego sekretów i nie łamie obietnic. A może on tylko udawał? Może tak naprawdę mu na mnie nie zależy? Przecież nie zależy, nie powiedział mi tego nigdy! Pewnie to kolejna intryga, jak zawsze muszę być ofiarą. Upiła kolejny łyk z butelki.
 Chaz długo zastanawiał się czy do niej podejść. Przecież tak nagle nie rzuci mu się na szyję, to nierealne. Wiedział, że nie będzie łatwo, ale przecież nikt mu tego nie gwarantował. Zdecydował się. Podszedł spokojnie, nie chciał jej wystraszyć. Przysiadł po drugiej stronie drzewa.
 Dziewczyna udawała, że go nie widzi, bo tak było jej łatwiej. Nie mogła teraz spojrzeć mu w twarz i od tak powiedzieć, że nic się nie stało. Odrzuciła pustą butelkę na bok i otarła usta. Co ja siebie robię? Wyglądam teraz jak menel. Znowu wracam do starych nawyków. Wystarczyło jedno zdarzenie, jedno zdanie więcej i wszystkie starania poszły na marne. Jestem za słaba. Oparła głowę o pień drzewa i wsłuchiwała się w naturalne dźwięki.
 Chester siedział spokojnie, ale w środku nie mógł już wytrzymać. Nie wiedział, jak ma zacząć. Nawet nie wiedział, czy Amy zechce go wysłuchać. Wszystko było teraz takie trudne. Powoli układał dialog w myślach. Chciał, żeby wszystko poszło jak najlepiej. Widać było, że mu na niej zależy. Gdyby tak nie było, nawet nie przyszłoby mu do głowy, że można za nią pobiec, to nie w jego stylu. Sam siebie teraz nie poznawał. Przywykł do traktowania dziewczyn przedmiotowo. Ale robił tak, bo jeszcze nigdy nie spotkał kobiety, która byłaby warta innego traktowania. Amy zasługiwała na dobre traktowanie. Od samego początku wiedział, ze jest inna. Już wtedy, gdy opowiadała swoją historię, on wiedział, że łączy ich więcej niż tylko problemy z narkotykami i alkoholem. Musiał tylko odkryć co, teraz już to wie. Pomimo swojego młodego wieku bardzo się zmienili. Ona, z imprezującej, egoistycznej dziewczyny w czułą i pomocną kobietę. On, z nieodpowiedzialnego nastolatka, w osobę, która potrafi prawdziwie kochać. Szkoda tylko, że tak trudno jest zrobić ten pierwszy krok. Ktoś musiał w końcu zacząć rozmowę, inaczej to byłoby bez sensu. Nie mogą tu siedzieć w nieskończoność.
 Chester wysunął lekko rękę w jej kierunku, po chwili poczuł jej zimną dłoń. Złapał delikatnie jej palce i wplótł w nie swoje. Przesuwał opuszkami palców po jej kostkach. Trwali tak kilka dobrych minut. Chaz starał się uspokoić bicie swojego serca. Niezauważalnie przysunął się do dziewczyny, ale wciąż chciał zmniejszyć odległość, która ich dzieliła. Chciał być bliżej, czuć jej ciepło i oddech na swojej skórze. Chciał znów trzymać ją w ramionach i podtrzymywać na duchu.
 Dziewczyna nie wiedziała, co ma sobie myśleć. Z jednej strony nie chciała tracić Chestera, pomagał jej samą swoją obecnością. Z drugiej strony jednak, nie wiedziała, czy dotrzyma kolejnej obietnicy i czy będzie mogła mu powierzyć kolejny sekret. Brad kiedyś i tak by się dowiedział, ale wolała sama mu o tym powiedzieć. Jedynie poważna rozmowa może naprawić to co się stało. Usłyszała nucenie i cichy, zachrypnięty głos chłopaka. Spojrzała w jego stronę, a ich oczy się spotkały. On cały czas na nią patrzał, chciał widzieć każdy jej ruch. Znowu spotyka się z jej oczyma. Jakby wołały o pomoc. Ciche wołanie o pomoc, ledwo słyszalne.
-Porozmawiasz ze mną?-spytała i wbiła wzrok w ziemię.
Chaz pokiwał głową. Puścił jej dłoń i przysunął się bliżej.
-Dlaczego mu powiedziałeś?-spytała nie odrywając wzroku od punktu na ziemi.
-Nie powiedziałem-odpowiedział i spojrzał w jej stronę.
Zrobiła zdziwioną minę.
-Sam się dowiedział. Przyszedł rano do pokoju i przeczytał wiadomość.
-Więc dlaczego powiedziałeś, że to ty?-podniosła głos i spojrzała na niego.
-Nie wiem. Chciałem mu oszczędzić przykrości.
-Biorąc wszystko na siebie?
Pokiwał głową w odpowiedzi. Lekki uśmiech pojawił się na twarzy dziewczyny.
-Jakoś trudno mi w to uwierzyć-odwróciła głowę w drugą stronę.
-Dlaczego nie możesz po prostu uwierzyć mi na słowo? Nigdy bym cię nie okłamał-zapewnił ją i spojrzał na jej twarz-za bardzo mi na tobie zależy.
-Jestem dla ciebie ważna?-spytała z niedowierzaniem.
-Jesteś najlepszą kobietą jaką w życiu spotkałem!-złapał ją za ręce-Pamiętasz jak po ciebie zadzwoniłem? Zaraz byłaś na miejscu, pomimo, że znaliśmy się bardzo krótko. Całe życie będę ci za to wdzięczny. Gdybyś tam wtedy nie przyszła... Wolę nie myśleć o tym, co mogłoby się stać-przerwał na chwilę- Przenocowałaś mnie, załatwiłaś miejsce w zespole. Zawsze o tym marzyłem! Śpiewam w zespole, dzięki tobie!-powiedział z ekscytacją-Pozwalasz mi u siebie mieszkać i codziennie zatruwać dupę. Nikt inny by dla mnie tego nie zrobił!
Uśmiech zagościł na twarzy obojga. Amy przytuliła się do chłopaka i nie miała ochoty puszczać mimo, że nie miała pewności, czy nie kłamie. Wolała o tym teraz nie myśleć, później się okaże czy mówi prawdę. Zawsze za bardzo ufała ludziom, ale teraz ma Chestera przy sobie, a reszta świata się nie liczy.

poniedziałek, 3 marca 2014

Part 12


Przepraszam, chwilowy brak weny.
Pozdrawiam TheMaryy347
_________________

Cały czas leżeli na obszernym parapecie. Chester przebudził się chwilę temu. Spojrzał na piękną twarz dziewczyny. Odgarnął z niej włosy i delikatnie pogładził po policzku. Chciałby, aby ten moment trwał wiecznie, nigdy nie było mu z kimś tak dobrze. Pomimo, że nawet nie rozmawiali, czuł się znakomicie. W końcu czuł się komuś potrzebny. Nie był już bezwartościowym ćpunem, a dobrym przyjacielem. Właśnie, tylko przyjacielem. Tak bardzo chciał mieć kogoś przy sobie, komu mógłby szczerze powiedzieć, że go kocha. Taką osobą mogła być Amy. A może lepiej jej nic nie mówić? A jeśli ona nie czuje tego samego co ja? Nie w tym momencie, nie teraz. To bez sensu...
Trzymając ją w ramionach czuł się jakby miał cały świat w swoich rękach. Nie mógł pozwolić jej upaść, była dla niego za bardzo ważna. Kiedyś przysiągł sobie, że nie pozwoli by ktoś z jego bliskich cierpiał. Chyba można ją tak nazwać, jest mu bardzo bliska. Razem muszą przejść przez to wszystko. Ona sama sobie nie poradzi. Wiedział to doskonale. Wiedział też to, że tylko na nim może polegać. Nie spieprz tego, Chaz!

*Na dole...*
Brad powoli podniósł ciężkie ciało z kanapy. Momentalnie chwycił się za głowę i syknął z bólu. Że też musiał to robić! Maił bardzo słabą głowę, a po takiej ilości alkoholu nie trudno domyśleć się, z jakiego powodu tak cierpiał. Przeczesał rękami burzę loków i powędrował do kuchni. Opłukał twarz zimną wodą i oparł się o zlew. Stał ze zwieszoną głową kilka sekund, a potem wyciągnął szklankę i nalał sobie soku, który stał obok. Szybo wypił zawartość kubka i otarł usta. Spojrzał na zegarek. 11:50. Hmm, Chester i Amy chyba mieli umówione kolejne spotkanie. Trzeba ich obudzić. Brunet powoli wszedł po schodach i uchylił drzwi od pokoju dziewczyny. Zobaczył przytulającą parę, na sam widok zrobiło mu się ciepło w środku. Z lekkim uśmiechem zbliżył się do nich. Ałć! Nadepnął na jakich przedmiot, strasznie bolała go stopa. Spojrzał na podłogę i podniósł z niej telefon. Na ekranie wyświetliła mu się treść wiadomości od April. Powoli usiadł na podłodze i wpatrywał się w ekran. Tak, to nieokreślone uczucie. Dlaczego ona mi nic nie powiedziała? Nie ufa mi? Wiele pytań, bez odpowiedzi. Poczuł złość, smutek, wyrzuty sumienia. Gdyby nie potraktował jej tak ostro... Przez niego, ktoś zakończył swoje życie. Nie mógłby żyć z taką świadomością, przecież to straszne. Starał się chronić jedynego członka rodziny, a przez to traktował innych jak szmaty. Przecież ta dziewczyna nie zrobiła nic złego, nie musiałem tak na nią krzyczeć. Położył telefon obok i przetarł twarz szorstkimi dłońmi.  Współczuł i sobie i Amy. Ona straciła kogoś, kogo uważała za przyjaciela. Teraz pewnie dowie się, jakim jestem dupkiem. Udaję jakiegoś wielce miłosiernego, a tak naprawdę jestem nieczuły i samolubny. Nie opiekowałbym się tak Amy, gdybym miał kogoś innego. A teraz mam tylko ją i przez to, że nie chcę jej stracić troszczę się o nią. Robię wszystko, żeby mi nie było źle.
Chester usłyszał pociąganie nosem. Odwrócił głowę i zobaczył Brada siedzącego na podłodze. Co do... Nagle jego oczy odnalazły telefon. Tylko nie to... Ostrożnie zdjął głowę Am ze swojej piersi i ułożył ją wygodnie na parapecie. Po cichu wstał i usiadł obok chłopaka.
-Czytałeś?-spytał spokojnie.
Ten tylko pokiwał głową i otarł twarz z łez.
-Przykro mi-Chaz objął go ramieniem-Współczuję wam obojgu, wiem co czujecie.
-Co ja mam teraz zrobić?-spojrzał na niego błagającym wzrokiem-Pomóż mi, co ja mam jej powiedzieć?
-Nie chciałaby żebyś wiedział-zapewnił go-Nic jej nie mów. Wiem, że będzie ciężko, ale przynajmniej oszczędzisz jej niepotrzebnych myśli. Jak się dowie, że wiesz nie będzie mogła spać i znowu jej się pogorszy.
-Masz rację. Nie powinienem jej nic mówić. Ale ty też jej  nic nie mów!
-Nie zamierzam-powiedział-Muszę cię zostawić, wychodzę na spotkanie.
-Amy też idzie?
-Lepiej niech nie idzie. Zaopiekuj się nią, ty robisz to najlepiej.
Brad uniósł kącik ust i obserwował wychodzącego Chaza. Musiał to powiedzieć, musiał...

*Kilkanaście minut później...*
Chester przemierzał spokojnie ulice Los Angeles. Miasto o tej porze roku wyglądał pięknie. Wszystko budziło się do życia, jasne promienie słońca przedzierały się przez wysokie budynki. Na ulicy pojawiało się więcej ludzi. Niektórzy z nich spieszyli się gdzieś, a inni zwyczajnie spacerowali, nie przejmując się panującym chłodem. Z uśmiechami na twarzach mijali kolejnych ludzi i od czasu do czasu się pozdrawiali. Ach, gdyby tylko on też tak potrafił. Nie przejmować się rzeczywistością i móc żyć spokojnie. Ale on wybrał inne życie. Uparty, wszystkowiedzący chłopak-cały Chester. Czasem przez jego charakter pakował się w poważne problemy. Pamięta te czasy kiedy jako wyszczekany gówniarz, bo inaczej nie można tego nazwać, zaczepiał ludzi na ulicy. Przecież oni mu nawet nic nie zrobili. Dobrze, że się zmienił. Udało mu się trochę uspokoić. Nabrał życiowych wartości i ideałów, do których chce dążyć. Życie nauczyło go wielu rzeczy. Pomimo tego co przeżył, był za to wdzięczny. Te wszystkie zdarzenia ukształtowały jego charakter i dzięki temu jest, kim jest.
Stanął przed drzwiami pokoju 13 i nacisnął na klamkę. Zamknięte... Wrócił się kilka metrów i ze zdziwieniem zapytał:
-Ja przyszedłem na spotkanie, ale drzwi są zamknięte. Coś się stało?
-Pani prowadząca zajęcia ciężko zachorowała i nie ma jej przez najbliższy miesiąc-odparła blondynka siedząca za biurkiem-Nikt pana nie powiadomił?
-Skoro tu jestem, to raczej nie-odparł ironicznie.-Ech, do widzenia.
Szybkim krokiem opuścił budynek i poddenerwowały udał się w stronę domu.

*Tymczasem...*
-I ty o wszystkim wiedziałeś?!-krzyknęła dziewczyna.
-Amy, proszę cię, uspokój się!
-Nie będziesz mi mówił co mam robić!
-Amy, posłuchaj...
-Nie będę cię słuchać. Pewnie znowu skłamiesz! Od jakiego czasu o tym wiedziałeś, co?!
-Dzisiaj przez przypadek się dowiedziałem i...
-Grzebałeś w moim telefonie?!
-Nie, to nie tak!
-Dobra, zamknij się w końcu!
-Ale...-Brad był bliski załamania.
-Zamknij się! A najlepiej to się wynoś!
-To ja mu powiedziałem!-krzyknął niespodziewanie Chaz.
Wszystkie spojrzenia skierowane były na stojącego w drzwiach Chaza.
-Nie spodziewałabym się tego po tobie-powiedziała chłodno i minęła go w drzwiach ubierając swoją kurtkę.
Chaz usiadł na kanapie i ułożył łokcie na kolanach. Przetarł twarz dłońmi i wpatrywał się w postać dziewczyny znikającą za oknem.
-Dlaczego to zrobiłeś?-spytał Brad rozkładając ręce.
-Podziękujesz mi później-powiedział i wstał z kanapy.
Wybiegł z domu z nadzieją, że zdąży dogonić dziewczynę.
____________________

Ja was przepraszam ;-; Krótki wiem, poprawię się. Nie miałam czasu i tak wyszło no. Następny będzie lepszy!