środa, 1 stycznia 2014

Part 6


A u mnie jeszcze nawet świąt nie było! Kto czyta ten komentuje!
Pozdrawiam TheMaryy347
_______________________

*Kilka dni później*
Dziewczyny siedziały na łóżku i rozmawiały o głupotach. Wesoło wspominały dawne czasy, śmiejąc się przy tym bardzo głośno
-Pamiętasz jak mój brat się w tobie zakochał i wymyślał dla ciebie piosenki?
-O matko, nigdy tego nie zapomnę! Czekaj, jak to szło?
-Och Amy! Moja ruda królowo, bez ciebie czuję się ciulowo. Bądź przy mnie każdego dnia, twoje oczy są wielkie jak miłość ma!-Mówiła ciemnowłosa, co chwilę przerywając wypowiedź śmiechem-To takie żałosne, wstyd mi za niego.
-Przynajmniej umiał rymować-stwierdziła dziewczyna wybuchając śmiechem
-Chociaż to. Pamiętasz jak byłam kiedyś u ciebie i pomalowałyśmy mazakami zasłony w pokoju Brada?
-No, ale się wtedy wkurzył. Nie wiem dlaczego, przecież nasze rysunki były wspaniałe!
-Nawet twoja ciocia nie była tak zła jak on-stwierdziła April-A właśnie, gdzie jest Brad?
-Pojechał do kolegi. Mają jakąś próbę czy coś w tym stylu.
-Próbę czego?
-No założyli razem jakiś zespół. Czekaj, jak oni się nazywali? Kiedyś mi coś mówił, ale zapomniałam-machnęła ręką, ale po chwili ją olśniło-Już wiem! Nazywają się Xero.
-Ciekawa nazwa...
-Która właściwie jest godzina?-spytała Amy, po czym wstała z łóżka i przeciągnęła się energicznie.
-13:27. A co?
-Kurde, jestem spóźniona!-Amy zaczęła biegać po pokoju w poszukiwaniu ubrań-będziesz musiała zostać sama. Przepraszam, zapomniałam ci powiedzieć-powiedziała i chwytając białą koszulkę z czarnymi wzorami, zamknęła się w łazience.
Dziewczyna wstała z łóżka, przysiadła na fotelu przed oknem i zaczęła rozmyślać: Hmm...Ciekawe gdzie się tak śpieszy? Może sobie kogoś znalazła, czy coś. Niee, powiedziałaby mi. To musi być coś poważnego, tylko co? Może się jej po prostu spytasz, szerloku? Czemu ja na to nie wpadłam!
Rudowłosa wyszła z łazienki. Była ubrana w koszulkę, którą wzięła z podłogi i czarne spodnie z dziurami na kolanach. Włosy miała spięte w koka, a całą fryzurę ozdobiła czarną kokardką.
-Szybka jesteś-spostrzegła ciemnowłosa-A właściwie, to gdzie idziesz?
-Później ci wszystko wyjaśnię. Muszę już iść. Jak będziesz chciała gdzieś wyjść to klucze wiszą w korytarzu na haczyku. W salonie masz telewizor, w kuchni lodówkę, myślę, że to wszystko czego potrzebujesz.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki i zakładając na siebie czarną marynarkę zbiegła po schodach. Szybko włożyła na nogi czarne glany i wyszła z domu żegnając się z April.

*30 minut później...*
Amy stała przed drzwiami pokoju nr.13 Pechowa trzynastka. Nie wiedziała czego może się tam spodziewać, nie wiedziała nawet, czy chce tam być. Ech, raz się żyje. Niepewnie nacisnęła na klamkę i weszła do pomieszczenia w którym siedziały 4 osoby.
-Dzień dobry-powiedziała z lekkim wstydem. Wszystkie spojrzenia skierowane były na nią.
-Dzień dobry-odpowiedziała kobieta w okularach i czerwonym swetrze-dołącz do nas, nie wstydź się. Dziewczyna usiadła na jednym z krzeseł, które ustawione były w kształt okręgu. Spojrzała na każdą osobę siedzącą w sali. Większość osób tu siedzących była wychudzona, miała poniszczone włosy i bladą skórę. Jednak największą uwagę przykuł chłopak siedzący naprzeciwko. Na jego rękach widniały wytatuowane płomienie. Rozciągały się od nadgarstków po łokcie. Uwagę dziewczyny zwróciły również jego włosy. Były pofarbowane! Dziwne... Kobieta spojrzała na twarz chłopaka. Gdy ich spojrzenia się spotkały od razu odwróciła wzrok, po chwili jednak znowu spojrzała na jego twarz. Jakie oczy... Z rozmyślań wyrwało ją potrącanie w ramie. Dziewczyna odwróciła głowę z pytającym wyrazem twarzy.
-Może zaczniemy od ciebie. Przedstaw się-kobieta zachęciła ją ruchem ręki-Opowiedz nam o sobie. Co robisz? Jak się tu znalazłaś?
-Jestem Amy. Mam 20 lat, mieszkam tu, w Los Angeles. Dzielę dom z moim kuzynem. Jestem tu przez niego-dziewczyna zaczęła spokojnie i niepewnie-Często imprezowałam i wpędziłam się w nałóg-kolejne zdania przychodziły jej z trudnością-Niedawno zmarli moi rodzice, po ich śmierci zaczęłam pić więcej. Nie umiałam się z tym pogodzić, aż wreszcie Brad pomógł mi się otrząsnąć. Pomógł mi i dzięki niemu tu jestem. Człowiek sam nie potrafi dostrzec kiedy się stacza, dopiero inne osoby pomagają nam to dostrzec-.po jej policzkach spływały małe łzy-Gdyby nie mój kuzyn pewnie by mnie tutaj nie było. Jestem mu dozgonnie wdzięczna za to, co robi. Zajmuje się mną, udzielił mi domu, sprowadził moją najlepszą przyjaciółkę z innego stanu. Wszystko dla mnie, cieszę się, że go mam. Teraz jest jedyną osobą, na której mogę polegać. Nie mam żadnej innej rodziny do której mogłabym się zwrócić o pomoc. Nie wiem czy wiecie jak to jest, stracić kogoś, kogo cholernie kochacie i moglibyście za tę osobę oddać życie. Ja straciłam dwie takie osoby, ale powoli się podnoszę. Liczę na to, że po tych spotkaniach uda mi się w końcu stanąć na nogi.
-Wspaniale, że się przed nami otworzyłaś. Dziękuję, możesz usiąść. Może ktoś jeszcze chciałby podzielić się swoją historią?
Nie było żadnych ochotników. Amy czuła się jednocześnie zażenowana, ale i dumna. Była dumna z siebie, bo potrafiła się w końcu otworzyć nie przed jedną, czy dwoma osobami, ale całą grupą. Reszta spotkania minęła spokojnie. Pani Keer, prowadząca, wygłosiła swój wykład, a potem ogłosiła datę kolejnego spotkania i pożegnała się z uczestnikami. Amy postanowiła, że wróci do domu pieszo. Nie chciała wydawać pieniędzy na ciśnięcie się w autobusie, a z resztą, przyda jej się trochę ruchu. Wychodząc z budynku poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wzdrygnęła się i obróciła gwałtownie
-Yy, cześć-to ten sam chłopak, który siedział naprzeciw niej.
-Wystraszyłeś mnie!
-Przepraszam, nie chciałem-zawstydził się, ale kontynuował-wiesz, twoja historia była bardzo wzruszająca, może chciałabyś pójść gdzieś do na kawę i porozmawiać? Myślę, że znaleźlibyśmy wspólny język.
-W sumie... Dobra, możemy iść. 
-Świetnie, zaraz za rogiem jest kawiarnia. Chodź. 
Dwójka weszła do wnętrza lokalu, który był udekorowany na wzór lat 70'. Usiedli przy stoliku znajdującym się w rogu sali i zaczęli wymieniać się informacjami. Tajemniczy chłopak z tatuażami stał się przyjaznym Chesterem, który przeprowadził się z Phoenix. Chłopak miał rację, dogadywali się świetnie. Mieli wiele wspólnych zainteresowań. Czas mijał nieubłaganie szybko, zanim się zorientowali zaczęło się ściemniać. Amy przypomniała sobie, że zostawiła April samą w domu, musiała już wracać, ale tak bardzo chciała jeszcze zostać.
-Muszę iść, robi się późno.
-Masz rację, też będę się zmywał.
-Dzięki za spotkanie, było super-dziewczyna pięknie się uśmiechnęła i podała chłopakowi małą karteczkę-to mój numer, zadzwoń jak będziesz chciał pogadać, albo będziesz miał jakiś problem-powiedziała nieśmiało, a wychodząc z baru pomachała mężczyźnie na odchodne.
To był wspaniały dzień. 
Pomyśleli oboje i udali się prosto do swoich domów.

niedziela, 22 grudnia 2013

Part 5


300 wyświetleń! Jej! Kto czyta niech komentuje!
Pozdrawiam TheMaryy347
_________

Dziewczyna przebudziła się i powoli odwróciła się na plecy. Spoglądała na biały sufit przez chwilę, a potem spojrzała na zegarek. Była 7:50. Miała jeszcze sporo czasu żeby przygotować się do pogrzebu. No właśnie, pogrzeb. Amy nie zdążyła podjąć wczoraj decyzji, na szczęście miała chwilę czasu teraz. Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na zegar, który wskazywał 8:00. Rudowłosa postawiła stopy na zimnych, ciemnych panelach i ostrożnie podniosła się z łóżka. Podeszła do dużego okna i usiadła na fotelu znajdującym się naprzeciwko. Za oknem widać było padający śnieg i ludzi wyjeżdżających do pracy. Ciągle się śpieszą... Nasze życie jest takie żałosne. Ludzie przekładają pracę ponad wszystko. Ponad rodzinę, dom. Nie ważne warunki atmosferyczne. Czy tornado, ulewa, oni dalej robią to samo. Gnają zapętleni przed siebie. Podejrzewam, że większość z nich nie znajduję czasu dla swoich dzieci, których tak bardzo chcieli. Tak samo jak moi rodzice, nie wiem nawet, czy można ich tak nazwać. Bardziej byli to ludzie, którzy się nią opiekowali. Rodzice to tacy ludzie, którzy pomogą ci bez względu na wszystko i nic nie będzie dla nich ważniejsze od ciebie. Nie wiem dlaczego byłam im obojętna. A mimo to ich kochałam. Kocham nadal. Zawsze będę. Nie ważne jacy byli, przynajmniej ich miałam. Rodzice byli dla mnie bardzo ważni. Wiele bym dała żeby byli teraz przy mnie. Tęsknie za nimi. Szkoda, że nie zdążyłam się z nimi pożegnać. Dziś jest moja ostatnia szansa. Pójdę tam i pożegnam ich tak, jak należy.
Kolejne spojrzenie na zegarek. 8:20. Amy zeszła na dół do kuchni i zobaczyła Brada.
-Nie wiedziałem, że jesteś rannym ptaszkiem.
-Nie wiesz o mnie jeszcze wielu rzeczy-rzuciła mu przelotny uśmiech.
-Chcesz coś do jedzenia? Właśnie robię jajecznicę.
-Nie jestem głodna. Wypiję tylko kawę i zaraz idę się szykować.
-Jednak idziesz?
-Myślę, że powinnam.
Rudowłosa wstawiła wodę na kawę i wyjęła z szafki czerwony kubek w białe kropki. Wsypała kawę i usiadła krześle stojącym przy stole.
-Na pewno nie chcesz śniadania? Trochę czasu minie zanim będziemy mogli zjeść.
-Nie martw się, wytrzymam.
Brad zalał kawę dziewczynie i podał jej kubek. Sam usiadł na drugim krześle i zabrał się za posiłek.
-Mam dla ciebie niespodziankę-powiedział chłopak przerywając ciszę
-Co to takiego?
-Zobaczysz później, nie mogę powiedzieć ci tego teraz, bo nie będzie to niespodzianka, nie?
-Już nie mogę się doczekać.
Dziewczyna wstała i odłożyła kubek do zlewu. Poszła do swojego pokoju, pościeliła łóżko i zaczęła wybierać ubrania. Otworzyła walizkę i wyjęła z niej czarne spodnie, siwą koszulę z czarnym kołnierzem i czarny żakiet. Ubrania położyła na łóżku, a sama poszła się kąpać. Prysznic zajął jej 20 minut. Dokładnie wysuszyła i rozczesała swoje długie, rude włosy. Związała je w schludnego koka i zostawiła dwa kosmyki po bokach. Nałożyła lekki makijaż i ubrała wybrane wcześniej ubrania. Popryskała się perfumem o zapachu lawendy i założyła małe, srebrne kolczyki. Gdy skończyła się szykować była już godzina 9:15. Dziewczyna szybko zbiegła na dół, założyła swoje czarne glany i płaszcz. Wychodząc usłyszała:
-Już idziesz?
-Muszę być wcześniej. Trzeba załatwić jeszcze kilka spraw. Spotkamy się na miejscu. Cześć
-Cześć
Ponieważ Amy nie miała prawa jazdy musiała iść pieszo, albo jechać autobusem. Miała szczęście, że akurat trafiła na autobus, który zabierze ją do celu. Dzień zapowiadał się dobrze, szkoda, że się zepsuje. Kupiła bilet i zajęła miejsce. Podróż dłużyła się niemiłosiernie. Gdy w końcu dotarła na miejsce poszła do kaplicy i przywitała się z księdzem. Załatwiła ostateczne sprawy i spokojnym krokiem ruszyła do kościoła. Gdy pogrzeb się zaczął, a ludzie składali jej kondolencje trudno było jej pohamować łzy. Wszyscy weszli już do środka, nadszedł czasz pożegnania się ze zmarłymi. Amy powoli podeszła do trumny w której leżał jej ojciec i położyła na niej bukiet pięknych kwiatów. Śpij dobrze, tato. Ucałowała trumnę i podeszła do drugiej. Położyła drugi bukiet i szepnęła: Kocham cię. Wróciła na swoje miejsce i wpatrywała się w przestrzeń próbując pohamować łzy. Brad złapał ją za rękę i trzymał ją aż do końca ceremonii. Wychodząc z kościoła zobaczyła znajomą twarz.
-April!
-Amy, stara! Jak ja cię dawno nie widziałam!
-Boże, jak ty się tu znalazłaś?
-Słyszałam co się stało i postanowiłam, że muszę ci pomóc.
-Przyjechałaś do mnie aż z Boise?
-No pewnie! Czego nie robi się dla przyjaciół?
-Boże, kocham cię.
-Cześć April, w końcu jesteś.
-Hej Brad
-Ej zaraz, to ty wiedziałeś, że ona przyjedzie?
-Niespodzianka!

wtorek, 10 grudnia 2013

Part 4


Tutaj ja. Jeśli jest błąd to mówcie, poprawię. Pisałam szybko, ale chyba jest dobrze. Ocenę pozostawiam wam. Następny rozdział, ale to już wiecie. To ten, enjoy :U
Pozdrawiam TheMaryy347
___________________

Brad postawił dziewczynę na ziemi i zaczął szukać kluczy od domu. Gdy już otworzył drzwi, zaprowadził Amy do pokoju i posadził na wygodniej kanapie, a sam udał się do kuchni.
-Chcesz coś do picia?- zapytał- Po co ja się pytam, pewnie i tak nie odpowiesz- powiedział ściszając głos.
-Herbatę- odpowiedziała dziewczyna wstając z kanapy.
Podeszła do stolika w kuchni i usiadła na taborecie stojącym obok. Brad postawił czerwony kubek na stole i usiadł naprzeciwko dziewczyny, tak, aby mógł widzieć jej oczy. Teraz te piękne, duże, czekoladowe oczy przepełnione były bólem. Dawniej z jej twarzy emanowała radość, teraz cierpienie i smutek. Chłopak bał się odezwać. Bał się, że znów powie coś nie tak.
-Amy, mogę cię o coś zapytać?
Dziewczyna upijając łyk herbaty pokiwała twierdząco głową.
-Może chciałabyś zamieszkać u mnie? No wiesz, do tego czasu, aż ci się poprawi.
-Sama nie wiem...
-Nie chcę zostawiać cię samej, boję się o ciebie. Pojedziemy po twoje rzeczy i będziesz mogła tu zostać ile chcesz. Myślę, że lepiej będzie ci u mnie niż samej w wielkim domu.
-No dobra, skoro tak uważasz.
-Weź z mojej szafy jakąś bluzę, zrobiło się zimno. Czekam przy samochodzie.- powiedział z entuzjazmem i po chwili wyszedł z domu.
Rudowłosa powoli wstała z krzesła i weszła po schodach. Chyba robił tu ostatnio remont. Szare ściany w korytarzu zostały zastąpione przez abstrakcyjne rysunki i żywe kolory. Gdy przekroczyła drzwi sypialni zobaczyła jasno-brązowe ściany i czarne panele. Biały, puchaty dywan dodawał temu pomieszczeniu uroku i domowego ciepła. Na środku pokoju stało duże, dwuosobowe łóżko, a obok niego brązowa szafa. Dziewczyna podeszła do niej i otworzyła duże, rzeźbione drzwi. Wyciągnęła czarną bluzę z napisem "LA Teams" i założyła ją na siebie. Szybko zeszła na dół, założyła buty i zamknęła drzwi kluczem, który leżał na komodzie. Wsiadła do srebrnego samochodu stojącego na podjeździe i zapięła pasy. Podróż minęła szybko, po dziesięciu minutach byli już na miejscu.
-No to ja szybko się spakuje i możemy jechać.
-Pomogę ci- powiedział chłopak wysiadając z auta.
- Nie. Dam sobie radę sama.-powiedziała odpinając pasy i wychodząc z pojazdu.
-Przestań. Będzie szybciej jak pójdę i ci pomogę.
-Brad, nie! Pójdę sama!-powiedziała stanowczo.
Ona coś ukrywa
Dziewczyna weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. W domu panował chłód. Idąc do swojego pokoju potykała się o przedmioty leżące na podłodze. Otworzyła drzwi od swojego pokoju i podeszła do komody na której stały jej zdjęcia. Oglądając je, przejechała palcem do meblu. Usiadła na łóżku i przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone w tym domu. Uklęknęła przy szafie i otwierając szuflady wyrzucała z nich ubrania. Szukając czegoś, w co mogłaby je włożyć natrafiła na butelkę po wódce. To jedna z wielu która tu wypiła w tamten wieczór. Na środku pokoju dało się zauważyć pudełko po papierosach, a obok nieskończoną butelkę whisky. Dziewczyna przyczołgała się do niej i wypiła resztę. W takiej sytuacji zastał ją Brad.
-Mogłem iść z tobą...
-Przecież miałeś tu nie wchodzić!
-Bierz torby i idziemy do samochodu-powiedział chłodno.
Droga powrotna była męczarnią. Krępująca cisza i napięta atmosfera dawały się we znaki. Gdy pojazd zatrzymał się pod domem, Amy pośpiesznie wysiadła z niego, wzięła torby z bagażnika i uciekła do pokoju gościnnego. Wydawało się, że nie chciała nawiązać żadnego kontaktu z kuzynem. Było jej wstyd za tą całą sytuację, nie chciała, żeby to tak wyszło. Dziewczyna siedziała na miękkim łóżku postawionym przy ścianie i wpatrywała się w przestrzeń. Nagle do pokoju wszedł Delson.
-Amy...Słuchaj, teraz jest już naprawdę poważnie. Wiesz, myślałem nad tym, żeby zapisać cię do AA. Jeśli nie chcesz to nie muszę tego robić, ale wtedy gdy cię zobaczyłem z tą butelką-chłopak przerwał na chwilę. W jego oczach można było dostrzec lekko widoczne łzy.-Sama wiesz, że alkohol to najgorsze gówno jakie istnieje na świecie. Jesteś u mnie tak krótko, a ja już nie mam siły. Wiem, że sam zaproponowałem ci mieszkanie, ale jak tak dalej pójdzie to zwariuję.  Dotychczas nie wtrącałem się w twoje życie, ale zostałaś sama i wiem, że muszę ci pomóc. To jak?
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła-powiedziała i przytuliła się do Brada. Po jej policzkach spływały pojedyncze łzy.- Skoro rozmawiamy szczerze, to chciałabym ci opowiedzieć o tym co się zdarzyło, no wiesz, w ten dzień. Leżałam w domu i zadzwonił telefon. To policja, powiedzieli mi, że rodzice nie żyją. Rano jakiś psychol wtargnął do biura i zaczął strzelać, tak po prostu. Nikt inny nie umarł, tylko oni! Do mamy strzelił 5 razy-tu nie wytrzymała, popłakała się jak dziecko-Powiedzieli, że mam się zjawić w prosektorium. Miałam rozpoznać, czy to na pewno oni. Jeszcze nigdy nie widziałam gorszego widoku. Nie mogę sobie darować tego, że się z nimi nie pożegnałam. W pokoju miałam schowany alkohol, wyciągnęłam wszystko co miałam i zaczęłam pić. Potem pamiętam już tylko to, że odbierałeś mnie z komisariatu. Nie wiem czy wytrzymam jutro na pogrzebie. Nie chce by ludzie widzieli jak płaczę. Chciałabym iść i pożegnać ich ostatni raz, ale nie wiem czy dam radę. Tak bardzo mi ich brakuje...
-Jesteś silna, dasz radę. 
-Możesz zostawić mnie samą? Muszę to przemyśleć.
-Pewnie. Śpij dobrze.
-Chciałabym...
Dziewczyna przyłożyła głowę do łóżka i zasnęła w bardzo szybkim tempie. Nie wiedziała, co spotka ją następnego dnia.

niedziela, 1 grudnia 2013

Part 3


Chciałabym, aby wszyscy ludzie którzy to czytają, zostawili komentarz pod tym wpisem. Wyświetleń jest dość dużo, ale chce wiedzieć, czy rzeczywiście tyle ludzi to czyta.
Pozdrawiam TheMaryy347
____________________________

Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Niewiele pamiętała z wczorajszego dnia. Wstała i chwiejnym krokiem podeszła do lustra. Rude, rozczochrane włosy opadały na jej ramiona, miała podkrążone oczy i rozmazany makijaż. Poszła do łazienki, wzięła długi i gorący prysznic. Tak, tego jej było trzeba. Gdy już wyszła z łazienki poszła na dół do kuchni. Mijając salon zobaczyła Brada siedzącego na kanapie. Wyglądał jakby na czymś myślał. Nie chciała mu przeszkadzać, nie przywitała się. Wyjęła szklankę z szuflady i nalała sobie wody. Bardzo bolała ją głowa i brzuch, postanowiła, że pójdzie się położyć, a po południu pojedzie do domu. Nie mogła przecież siedzieć u kuzyna w nieskończoność. Wracając usłyszała:
-Amy, usiądź koło mnie. musimy porozmawiać.
To nie brzmiało dobrze, wiedziała, że to co zaraz usłyszy nie będzie miłe. Niepewna podeszła do beżowej kanapy i usiadła z brzegu.
-Co się stało?-zapytała
-Wiesz, chodzi mi o ten incydent z wczoraj. Co się dokładnie stało?
Dziewczyna nie odzywała się, wpatrywała się tylko w podłogę. Do jej oczu napłynęły łzy, przypomniała sobie wszystko.
-Nie możesz cały czas okłamywać rodziców. Wiem, że nie ucieszy ich fakt, że co weekend imprezujesz i zalewasz się w trupa, ale musisz się przyznać. Nie chce patrzeć jak niszczysz swój organizm tym całym gównem. Postanowiłem, że nie będę ci już więcej pomagać. A poza tym, mam też własne życie i nie uśmiecha mi się jeździć po ciebie kiedy tylko zapragniesz. Nie jestem twoim szoferem. Jesteś już dorosła i powinnaś ponosić odpowiedzialność za swoje czyny. Albo ty powiesz swoim rodzicom o twoich wybrykach, albo ja to zrobię-Wreszcie powiedział wszystko co leżało mu na sercu.
-Nie powiesz im-ledwo wydusiła przez łzy
-Muszę to zrobić. To dla twojego dobra. Jesteś uzależniona od różnych używek, muszę ci pomóc.J
-Nie powiesz im tego.
-Zrobię to nawet teraz, daj mi telefon-powiedział stanowczo
-Nie powiesz im, bo ich nie ma! Nie ma i już nie będzie! Nigdy! Będziesz mógł im to powiedzieć jutro na pogrzebie!-wykrzyczała i cała zapłakana wybiegła z domu.Musiała pozbierać myśli.
-Pięknie Brad. Zawsze coś spieprzysz-powiedział sam do siebie.
Ubrał buty, kurtkę i wyszedł z domu w poszukiwaniu Amy.
***
Dziewczyna biegła w amoku nie zważając na przechodniów. Łzy spływały po jej policzkach strumieniami, a rozpuszczone włosy wpadały do ust. Biegła przed siebie, nie ważne gdzie, byle jak najdalej. Gdy straciła energię usiadła pod jednym z drzew w parku. Pomimo wczesnej pory nie widziała żadnych ludzi, dlatego zdecydowała się na akurat to miejsce. Wyjęła telefon z kieszeni i podłączyła słuchawki. Tylko muzyka pomagała jej opanować myśli. Odchyliła głowę do tyłu i oparła ja o pień drzewa, zamknęła oczy i wsłuchiwała się w pierwsze dźwięki utworu.
Sweet little words made for silence
Not talk
Young heart for love
Not heartache
Dark hair for catching the wind
Not to veil the sight of a cold world

Czuła jak kolejne łzy napływają jej do oczu. Nigdy nie okazywała uczuć, teraz ich nie ukrywa. Nie ma już nikogo, przed kim musiałaby to robić. Nie chciała, żeby jej rodzice wiedzieli jaka jest naprawdę. Rozbita, załamana.Nigdy nie przypuszczała, że jej życie się tak potoczy, to było gorsze od jej największych koszmarów. Przysięgała im, że nigdy się nie podda, nie chcieliby tego. Kiedyś jej ojciec powiedział, że gdyby nie przeciwności losu, ludzie nie docenialiby życia. Teraz, w najgorszym momencie zrozumiała to. Z rozmyślań wyrwał jej czyjś dotyk. Wzdrygnęła się i wyciągnęła słuchawki z uszu. To był Brad. W tym momencie był jej bardzo potrzebny. Wtuliła się w niego i nie miała zamiaru puszczać. Ten wziął ją na ręce i zaniósł do domu. Po drodze zaczął padać śnieg.
-Ach, uroki zimy-powiedział, ale nie doczekał się odpowiedzi-Martwiłem się o ciebie. Nigdy więcej mi tego nie rób-powiedział z czułością i jeszcze mocniej przycisnął ją do piersi.